wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki
  • STRONA GŁÓWNA
  • CODZIENNOŚĆ
    • Radości
    • Refleksje
    • Organizacja
    • Chwila dla siebie
    • Z pamiętnika
  • KREATYWNIE
    • Opowiadania
    • Dom
    • Sztuka
  • POLONISTYKA
    • Pisanie
    • Książki
    • Studia polonistyczne
      i edytorstwo
  • OKOŁOPSYCHOLOGICZNE
  • POLECAM
  • O MNIE I BLOGU / KONTAKT
nowy wpis w każdy wtorek o 19:00


 

jeżyk z jabłkiem, akwarela

Dzień dobry w 2025 roku! 

To chyba najtrudniejsze podsumowanie roku, jakie przyszło mi do tej pory napisać. Bo jak ubrać w słowa cały rok zmian, zawirowań, momentów przepełnionych niewymowną miłością i szczęściem zmieszanych z tymi najczarniejszymi chwilami, gdy nie widać więcej niż tylko przerażenie i niemoc? Rok 2024 był zdecydowanie sinusoidą emocjonalną, rollercoasterem wydarzeń i w ogóle tymi takimi kostkami typu "story cubes", co za każdym rzutem wyskakuje nowa historia złożona z pozornie niezwiązanych ze sobą obrazków, a ty nie dość, że musisz się w tym połapać i odnaleźć, to jeszcze ułożyć z tego coś sensownego.

Ale dobrze, od początku. Jak wiecie (lub nie wiecie, bo w sumie na blogu nigdy nie dałam o tym znać), we wrześniu 2023 roku urodziłam synka. W styczniu 2024 roku mój maluch skończył 3 miesiące, a my weszliśmy w ten rok z całym bagażem trudów, których się nie spodziewaliśmy: jego problemami zdrowotnymi, ciągłymi wizytami u lekarzy, moją niekończącą się nadprodukcją pokarmu, która sprawiała, że bolało mnie praktycznie wszystko, depresją poporodową, a także kwestiami dotyczącymi każdego młodego rodzica: niepewnością, zmęczeniem i głową pełną wiadomości (często sprzecznych) o opiece nad niemowlakiem. Było niewymownie trudno, tak często nie widać było nadziei, a jednocześnie synek wniósł w nasze życie coś, z czego nigdy nie chcielibyśmy już zrezygnować - po prostu siebie jako odrębną, choć tak zależną od nas, wspaniałą osobę. 

Tak nam mijały pierwsze miesiące tamtego roku. Mówili, że łatwiej będzie po 3. miesiącu życia, potem, że po 6., potem, że po 9., po roczku... A ja czekałam i z całych sił starałam się w to wierzyć i trwać. No właśnie, cel na każdy dzień to było "przetrwać" - to już było tak dużo! Na szczęście byłam już wtedy w trakcie leczenia i pod opieką wspaniałych specjalistów, zarówno w kwestiach psychicznych, jak i w laktacji, która powiedzieć, że dawała się we znaki, to jak nic nie powiedzieć. A i wsparcia ze strony bliskich robiło się coraz więcej, za co jestem niesamowicie wdzięczna. Rzeczywiście wraz z upływem każdego miesiąca było się jakby troszeczkę łatwiej, aż w końcu synek nauczył się przemieszczać, a później siadać, i od tej pory zrobiło się zdecydowanie lepiej. Choć patrząc na nasze temperamenty spodziewaliśmy się wrażliwego na bodźce, spokojnego dziecka, Antoś zaskoczył nas swoim ruchliwym, energicznym, radosnym usposobieniem i układem nerwowym potrzebującym ciągłej stymulacji. Trochę mi zajęło nauczenie się tego człowieka, nie było to łatwe. Teraz za to nie wyobrażam sobie mieć "spokojniaczka", ta mała rakieta wnosi tyle dynamizmu i radości!

W nowy rok wkroczyłam, karmiąc mojego synka. Rolety były zasłonięte, żeby się nie budził, więc to był pierwszy raz, kiedy nie widziałam w okolicach północy ani jednego fajerwerka. Wyjątkowy sylwester i początek roku!

W styczniu skończyłam 29 lat, tym samym rozpoczynając ostatni rok "dwójki z przodu". Mój mąż ma taką tradycję, którą zresztą uwielbiam, że urządza mi dwutygodniowe świętowanie, zaczynając tydzień przed urodzinami i kończąc tydzień po - codziennie sprawia mi jakąś drobną niespodziankę. Dzięki temu co roku czuję, że ten czas jest wyjątkowy, a że ja swoje urodziny bardzo lubię, to tego stycznia zawsze trochę wyczekuję.

W marcu synek skończył pół roku, więc zaczęliśmy rozszerzanie diety. Nie powiem, szło opornie, ale było przy tym mnóstwo śmiechu (i bałaganu ;)). Tego dnia, jak co miesiąc w pierwszym roku jego życia, zrobiliśmy symboliczne świętowanie i nagraliśmy krótki filmik. Pamiętam, że miałam wtedy akurat grypę żołądkową, więc zamiast w ciastko, wbiliśmy świeczkę w chrupka kukurydzianego.

W maju zaczęłam poszukiwania psychoterapeuty, który pomógłby uporać mi się z depresją poporodową, która jednocześnie była w moim przypadku nawrotem tej choroby. Na szczęście bardzo szybko udało się znaleźć odpowiednią osobę i do dziś jestem bardzo zadowolona z wyboru. 
Oprócz tego odwiedziliśmy moją siostrę, szwagra i chrześniaka w Warszawie. Te wspólne chwile są tak rzadkie, odkąd mamy malutkie dzieci, że każda jest na wagę złota! A obserwowanie tego, jak nasi synkowie stopniowo zaczynają coraz bardziej zauważać swoją obecność, jest przezabawne. 

W lipcu synek mojej siostry skończył roczek! Zrobiliśmy z tej okazji małe świętowanie i spędziliśmy razem trochę czasu tu w Gdańsku.
Wybraliśmy się też naszą trójką na pierwsze rodzinne wakacje, do Elbląga. Spędziliśmy parę dni w super hotelu, bawiąc się, odpoczywając i spacerując po okolicach. 

W sierpniu świętowaliśmy okrągłe urodziny mojej mamy i jeszcze jedną, nie byle jaką, okazję! 

We wrześniu mój mały synek skończył ROCZEK! A ja po raz pierwszy przeżywałam urodziny swojego własnego dziecka. Zupełnie niecodzienne przeżycie, w końcu wtedy też niesamowicie dużo zmieniło się we mnie. Jestem z nas dumna, że tamtego dnia tak dzielnie i wspólnie (całą trójką) rozpoczęliśmy przygodę życia.
Świętowaliśmy też z mężem 5. rocznicę ślubu, wybraliśmy się na obiad na 32. piętro Olivia Star i to był strzał w dziesiątkę! Plus jedna z naszych pierwszych randek jako rodzice.

Październik i listopad minęły nam zwyczajnie, głównie na jesiennych spacerach i zabawach w bawialni. 

W grudniu nasz synek dostał swoją własną minikanapę i bardzo się z nią polubił. Oprócz tego szykowaliśmy się do świąt i staraliśmy się dbać o odpowiedni klimat, bo to pierwsze takie bardziej świadome święta Antosia. Jego zachwyt nad choinkami i światełkami był niesamowity!

I tak, rodzinnie, za wszelką cenę trzymając się razem i stawiając pierwsze kroczki ku lepszemu samopoczuciu, minął nam 2024 rok. A jakie plany na 2025? 

CO NAS CZEKA W 2025 ROKU?

Dwie takie dominujące sprawy, które jak na razie rysują się na ten rok, to:

    1) mój powrót do pracy i przeorganizowanie dotychczasowej rutyny;  
    2) dalsze leczenie i dążenie do dobrostanu.

W związku z tym (i nie tylko) moje PLANY I CELE NA 2025 ROK to:

✦ zadbanie o dobre jedzenie - przygotowywanie tygodniowych jadłospisów (chociaż takich orientacyjnych), robienie konkretnych zakupów pod posiłki, mealprep (czyli przygotowywanie niektórych posiłków czy obróbka produktów na kilka dni w przód) - chciałabym marnować mniej jedzenia i jeść razem z rodziną więcej sensownych posiłków;
✦ regularność w zgrywaniu zdjęć oraz tworzenie albumów - to coś, o czym marzę już od dawna, ale jestem beznadziejna w systematyczności; tutaj podjęłam już pierwsze kroki i zebrałam najważniejsze zdjęcia z 2024 roku;
✦ powrót do pisania i malowania;
✦ pilates/zdrowy kręgosłup - bardzo chciałabym raz w tygodniu, czy chociaż raz na dwa tygodnie, znaleźć trochę czasu na zajęcia grupowe, które poprawią trochę moją sprawność i może zaradzą części problemów z kręgosłupem, a przy okazji będą ciekawą odskocznią;
✦ przeczytać przynajmniej 12 książek;
✦ kontynuować odgracanie - gdy na świecie pojawił się Antoś, a wraz z zostaniem rodzicami, nasz czas i zasoby mocno się skurczyły, zrozumieliśmy, jak wiele zbędnych przedmiotów jest w naszym domu i ile czasu przez to marnujemy na sprzątanie i zaprzątanie sobie tym głowy; zaczęliśmy wtedy pozbywać się mnóstwa rzeczy i zobaczyliśmy, że im więcej wyrzucamy, tym lżej się czujemy. Powiem Wam, że to wciąga! Dziś już mamy o wiele mniej przedmiotów, a mimo to wydaje mi się, że jeszcze przynajmniej 1/3 jest zbędna.

Oczywiście mnie jako perfekcjonistkę-maksymalistkę kusi, żeby postanowić sobie więcej, bo przecież tyle jest wspaniałych rzeczy do zrobienia! Ale hamuję się i myślę sobie, że jeżeli w mojej obecnej sytuacji uda mi się dopełnić tych postanowień, to i tak będzie olbrzymi krok naprzód. A jak się nie uda, to... też będzie okej.

Życzę Wam wspaniałego roku, odwagi! :)

Ściskam,
Kasia L.

PS. Jak miło znów tu być!


gwiazda betlejemska akwarela

Piszę te słowa 26 maja 2023 roku - w mój pierwszy Dzień Matki. Nie mam jeszcze pojęcia, co to dla mnie oznacza. Wiem tylko, że już na zawsze będę mamą i ta myśl wzrasta we mnie i nabiera coraz to nowych znaczeń.

Piszę, bo chciałabym zapamiętać, utrwalić, jak czułam się jako mama dziecka jeszcze nienarodzonego. Jestem szczęśliwa i bardzo ciekawa, jak to będzie, gdy maluch będzie już na świecie. Jestem podekscytowana na myśl o malutkim łóżeczku, wzruszam się, patrząc na pierwsze prezenty, które dostaje ten, który wielu już w sobie rozkochał, jeszcze nie będąc po drugiej stronie brzucha. A największe ciepło czuję chyba wtedy, gdy widzę, jakim wspaniałym tatą jest (i ciągle staje się) mój Mąż. 

Trochę się też boję, ale nie jest to uczucie dominujące. Nie wiem, co będzie, a być może wszystko. Ale na tym polega przecież całe życie. Ufam Bogu, że ma dla naszej rodziny najlepszy plan. Niewiele (albo może i nic) jeszcze wiem o opiece nad noworodkiem, ale wiem, że będziemy najlepszymi rodzicami, jakimi będziemy w stanie być. Nie wiem, jak to będzie żyć w trójkę, ale wiem, że nasza codzienność będzie jeszcze piękniejsza. Nie wiem, jak to będzie rodzić i być w połogu, ale staram się tę jedną wielką niewiadomą przyjmować i akceptować.

Ostatnie kilka miesięcy przed porodem chciałabym spędzić na dwóch rzeczach. Po pierwsze, na naładowaniu baterii na zaś, tak mocno, jak się da - żeby mieć później z czego "nalewać" dla moich najbliższych. Chciałabym dużo odpoczywać, robić dla siebie miłe rzeczy, spisywać myśli, malować, spędzać czas z samą sobą. Chciałabym czerpać z chwil sam na sam z Mężem. Po drugie, chcę zacząć w końcu czytać te mądre książki o ciąży i macierzyństwie, na które nie miałam do tej pory przestrzeni. Chcę cieszyć się wiciem gniazda - porządkami, urządzaniem, kompletowaniem wyprawki. Moje ciało już mówi, że potrzebuje odpocząć, zwolnić. Chciałabym mu na to pozwolić.

Jestem mamą. Nie wiem jeszcze, co to znaczy. Ale wiem, że mam to wypisane w sercu. 

Ściskam
Kasia L.

minimalistyczny stroik ze świeczką, akwarela

Zabrałam samą siebie na noworoczną randkę. Wiem, to dość popularne ostatnio w social mediach pod nazwą "solo date". Wszystko zaplanowałam: obmyśliłam trasę po różnych sklepach w poszukiwaniu wystarczająco dobrego kalendarza, dodałam do listy spacer po okolicy, a jako punkt docelowy wybrałam klimatyczną kawiarnię wśród bloków. Już parę dni wcześniej byłam niezwykle podekscytowana na myśl o takim wyjątkowym, zaplanowanym czasie z samą sobą. Potrzebowałam poukładać myśli, podsumować rok i zebrać marzenia na kolejny.

Po obejściu kilku sklepów, udało mi się znaleźć kalendarz niemal idealny - nieduży (mieszczący się do każdej torebki), miękki, w kwiaty, z tygodniową rozkładówką i miejscem na notatki, dodatkowymi kartkami z tyłu... Bez kalendarza czuję się jakaś zagubiona, zbyt wiele spraw piętrzy się w mojej głowie. Gdy zapiszę te najważniejsze, o których nie powinnam zapomnieć, czuję się lżej, bo wiem, że mam "pamięć zewnętrzną". A poza tym bardzo lubię odhaczać sprawy załatwione.

W kawiarni zamówiłam sobie cappuccino i ulubioną rurkę z bitą śmietaną, usiadłam na kolorowej kanapie w najdalszym kącie, na uboczu, chwyciłam mój notes, w którym zapisuję najważniejsze dla mnie sprawy i zabrałam się za podsumowanie roku 2022. Powoli, bez pośpiechu, przypominałam sobie kolejne małe i duże momenty tego roku. Zastanawiałam się, jak do tego, co się wydarzyło, miały się moje plany, wizje i nadzieje, a co mnie zaskoczyło. Co było najważniejsze, co zdominowało ten rok. Jakie drobnostki mnie ucieszyły. Co chciałabym szczególnie zapamiętać. 

Pomału czułam, jak myśli się rozplątują i robią miejsce nowym. Na koniec, gdy już spisałam to, co chciałam, posiedziałam sobie jeszcze chwilę tak po prostu, ciesząc się swoim towarzystwem. Jakie to mi było potrzebne! Gdy wróciłam do domu, zgrałam i obejrzałam jeszcze zdjęcia z zeszłego roku, uzupełniając moje notatki o wspomnienia, o których zapomniałam. Zorganizowałam sobie tę "randkę", bo czułam się przytłoczona. Po tych paru godzinach wróciły do mnie pomysły na wpisy na blog, na rolki na Instagramie i chęci do działania. Dlatego polecam zaplanowanie takiego specjalnego czasu dla siebie, raz na jakiś czas. To odświeżające, a poza tym dajemy sobie tym sygnał, że jesteśmy dla siebie ważni. Lubimy spędzać czas z bliskimi nam osobami. Czy z sobą samym jest tak samo? Czy lubię być we własnym towarzystwie?

Ja mam zamiar kontynuować w tym roku takie "randki". Czasem to będzie spacer, czasem kawiarnia, może kiedyś nawet kino? Możliwości jest wiele i na pewno będę dostosowywać plany do potrzeb. 

A skoro już mowa o planach na 2023 rok, podzielę się jeszcze tutaj moimi kilkoma. Przede wszystkim: nie wiem, jaki ten rok będzie. Z każdym kolejnym coraz bardziej dociera do mnie, że życie zaskakuje. To, co chciałabym na pewno, to poświęcić go mojej rodzinie, domowi. Skupić się też na profilaktyce samopoczucia, żeby stwarzać sobie wewnątrz i na zewnątrz bezpieczne miejsce, znaleźć i używać swoich "wentylów bezpieczeństwa". W związku z tym chciałabym kontynuować dbałość o to, co jem - wprowadzać do mojego dnia jeszcze więcej różnorodnego, zdrowego (i najlepiej szybkiego w przygotowaniu) jedzenia. Po drugie - co obiecuję sobie już od paru lat - wprowadzić regularną aktywność fizyczną. Nic specjalnego, jakieś spacery czy rozciąganie, byleby systematycznie. 

Systematyczności chciałabym też uczyć się tutaj na blogu i na Instagramie. Mam nadzieję rozwijać się w pisaniu jeszcze bardziej, częściej. Nie bać się publikować. Nie wstydzić się, że pokazuję moje życie i "co to wnosi?". Pokazywać, że zwykła codzienność jest czymś najbardziej fascynującym, co mamy.

No i marzą mi się fajne, klimatyczne wakacje, na przykład na wsi. Bardzo chciałabym też odwiedzić Wrocław na dłużej niż 2 dni i pokazać mężowi wszystkie moje ukochane miejsca tego miasta. I zrobić dla siebie coś nietypowego, na co zawsze żal mi było kasy: pedicure, manicure czy masaż.

Takie rzeczy zarysowują mi się w głowie na początku tego roku. O najważniejsze będę dbać, co do reszty mam luz z tym, czy przyjdzie, czy będzie zupełnie inaczej. A przede wszystkim chcę jeszcze bardziej ufać. 

I tego zaufania też Wam życzę! Niech ten rok będzie piękny, taki jaki będzie :)

Ściskam
Kasia L.

 

jasna gwiazda rozświetlająca nocne niebo nad miastem, akwarela

Piąty raz się zabieram za pisanie tego wpisu. Raz za bardzo się nad sobą użalam, drugim razem na bardzo wybielam moją rzeczywistość, opisując ją w samych superlatywach. Ani to, ani to nie oddaje tego, jaki był ten rok. Było po prostu różnie (jak w każdym roku, w końcu to 365 dni - całkiem sporo). Były wzruszenia, wrażenia, kolejne łzy niemocy, wielkie radości, dobre nowiny, zwątpienie i nowe nadzieje, małe sukcesy, ważne decyzje i dni zupełnie zwyczajne. Był zachwyt codziennością i było kompletne nią znudzenie czy zniechęcenie, czasem lęk.

Zacznijmy jeszcze raz. Mówiąc ogólnie, myślę, że ten rok zapamiętam jako okres dochodzenia do siebie po zakończeniu leczenia i czas budowania (głównie we własnej głowie) "nowej normalności". Dużą część roku poświęciłam na uczenie się radzenia sobie z przeżywaniem, zwykłego życia po trudnym psychicznie okresie, nowych nawyków i akceptowania rzeczywistości. Na wydobywanie na nowo radości, pasji i chęci. Na profilaktykę i rewidowanie mojego pojęcia o mnie samej.

Drugim, nie mniej ważnym, filarem tego roku już zawsze będą dla mnie podjęcie pewnej ważnej decyzji, do której dążyłam, myślę sobie, w pewien sposób od zawsze oraz wspaniała nowina w naszej rodzinie, która zwieńczyła 2022! Myśli o tym napawają mnie ogromną wdzięcznością za życie.

Jak zawsze, tak i w tym roku, odczułam wielką bliskość i wsparcie moich najbliższych, którzy stoją za mną murem. I w tym momencie to moje podsumowanie roku zaczyna brzmieć jak mowa na rozdanie Oskarów, ale nie jestem w stanie nie wspomnieć o tym, jakie ciepło czuję w sercu na myśl o moich najbliższych i o tylu dobrych relacjach, które udało mi się nawiązać/podtrzymać/rozwinąć w tym roku. 

ozdobna linia roślinna akwarela

Oprócz tego w 2022 roku...

✓ skończyłam 27 lat (i pierwszy raz poczułam, że to poważna sprawa)
✓ świętowaliśmy z mężem 3. rocznicę ślubu, 5. rocznicę zaręczyn i 10 lat związku!
✓ spełniliśmy kilka małych marzeń: o rowerowych wakacjach, długim urlopie, masażu w SPA, remoncie balkonu i zrobieniu tam miniogrodu
✓ napisałam tutaj 37 wpisów
✓ rozwijałam swoje konto na Instagramie @wczesnymrankiem (a właściwie bardziej siebie na tym koncie), starając się pokazać, że codzienność jest piękna
✓ przeczytałam ok. 14 książek, w tym zaliczyłam pierwszy w życiu e-book i sięgnęłam po fantastykę, z którą do tej pory obawiałam się, że mocno się nie polubimy
✓ kupiłam rolki i wróciłam do tej formy aktywności fizycznej
✓ zastanawiałam się, na jakich polach chcę się rozwijać, a na których na pewno nie - jednym słowem szukałam siebie
✓ zdarzyło się wiele przepięknych rzeczy, które mam w sercu

ozdobna linia roślinna akwarela

Dziękuję Ci, Boże, za wszystkich ludzi, których postawiłeś w tym roku na mojej drodze, za wszystkie doświadczenia, talenty i za siłę, którą mi dałeś! 

Dziękuję i Wam za ten wspólny rok na blogu i mam nadzieję na więcej.

Ściskam
Kasia L.

minimalistyczna choinka, akwarela

Wiecie, co jest niewątpliwą zaletą pisania bloga o codzienności? To, że mogę cofnąć się do dowolnego czasu z tego już półtora roku i zobaczyć, czym wtedy żyłam, o czym myślałam, jakie miałam zdanie na różne tematy. Słowem: jaka wtedy byłam.

Właśnie zajrzałam do swojego wpisu z zeszłorocznych świąt, Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupione na relacji, i czytając uśmiechałam się na myśl o tym, jakie postępy poczyniłam przez ten rok w pracy nad sobą. Dziś już dużo łatwiej mi odpuścić i zaakceptować, że nie zawsze musi być idealnie. Dalej jestem na drodze, ale śmiało mogę powiedzieć, praktycznie nie zdarza mi się już umawiać więcej spotkań czy spraw niż dam radę w danym czasie. A to już coś!

Ale ja właściwie nie o tym. Zastanawiałam się, co napisać w tegorocznym świątecznym wpisie, a że weny brak, to zajrzałam do poprzedniego. Zanim jednak napiszę coś nowego, nie mogę się powstrzymać przed wklejeniem tu jednej z myśli, którą wtedy napisałam, a która dalej wydaje mi się niezwykle ważna:

Myślę, że warto zadać sobie w tym czasie pytanie: co jest dla mnie w tych świętach najważniejsze? A potem skupić się na tym jednym, pilnować, żeby tam ulokować najwięcej uwagi i sił. Bo pamiętaj, że jeżeli ze swojego wewnętrznego dzbana porozlewasz po trochu po wszystkich szklankach i szklaneczkach, to nie zostanie już nic, żeby nalać tam, gdzie najbardziej chcesz. 

Dla mnie Święta Bożego Narodzenia to spotkanie po długim oczekiwaniu. To radość z bycia w relacji, radość z bycia ocalonym, ukochanym. Najważniejsze spotkanie: z Jezusem. Ogromnie ważny dla mojego serca też czas spędzony z rodziną. Do tego piękne światełka, śnieg, choinka, dobre jedzenie. Uwielbiam po prostu chłonąć ten klimat i chłonąć to, co jest dla mnie sednem. 

Chcę podtrzymywać w sobie dziecięcą radość z Bożego Narodzenia, to takie moje małe marzenie. Zaczynając od najważniejszego: skupienia, oczekiwania w radości, modlitwy, kontemplacji, spotkań - zdawania sobie sprawy z tego, o czym te święta są. W drugiej kolejności dbając o detale, które wpływają na mnie kojąco i nastrajają na świętowanie: choinka, ozdoby, świąteczne piżamy, światełka, książki (już zaplanowałam na przerwę świąteczną kolejną część Jeżycjady, dziejącą się właśnie w święta, "Noelkę"). I choć czasem czuję presję uczynienia tego czasu wyjątkowym, to tak naprawdę może być zwyczajnie. Przecież sam w sobie jest wyjątkowy, a codzienność jest piękna i na co dzień, i od święta.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam codziennego doświadczania bezwarunkowej miłości i dzielenia się tą miłością; nadziei i wiary; prostej radości i ufności; inspiracji i życia w pełni :)

Miejcie piękny czas!
Ściskam
Kasia L.

Akwarela inspirowana choinką znalezioną na Pinterest: https://pl.pinterest.com/pin/holiday-card-series-2019-day-16-easy-diy-tree--33073378500626371/


 

górski widok z drzewami, akwarela

Dużo piszę o tym, jak dbać o swoje potrzeby i umiejętnie stawiać granice, kochać i zauważać samego siebie na co dzień. Dlatego tym razem "odegnę się" w drugą stronę i będzie o rezygnowaniu z siebie. Często zastanawiam się, jak łączyć ze sobą te dwa - mogłoby się wydawać - przeciwległe bieguny, żeby nie popaść w skrajność i po prostu być dobrym, coraz lepszym człowiekiem. 

Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to uzmysłowić sobie, że to nie są dwa przeciwległe bieguny, ale dopełniające się postawy, których połączenie daje dopiero postawę otwartości, miłości i pogody ducha. I tu wracamy do tego, co zostało już nieraz powiedziane na tym blogu, aby kochać drugiego człowieka TAK SAMO jak samego siebie. Myślę, że w razie wątpliwości czy "przeginania" w którąś ze stron, warto do tego właśnie się odwoływać i traktować jako papierek lakmusowy prawidłowego, pełnego miłości postępowania.

Jak zwykle do rozmyślań o przekraczaniu siebie sprowokowało mnie przebywanie w górach (ostatnio efektem takich rozmyślań był wpis Górskie przemyślenia o cofaniu się w życiu). W tym roku przekonałam się, że chodzenie po górach nie jest dla mnie. To znaczy wiedziałam to już w pewien sposób wcześniej, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli - bo tak wiele osób kocha górskie wędrówki. Nie chciało mi się wierzyć, że ja nie. W tegoroczne wakacje zrozumiałam, jak bardzo lubię przebywać wśród gór i cieszyć się tym wyjątkowym klimatem, i jednocześnie, jak bardzo nie przepadam za wielogodzinną wspinaczką. 

Niemniej, wędrowanie po górach i tym samym przekraczanie w jakiś sposób siebie, daje mi zwykle sporo do myślenia. Tego sierpnia w Tatrach wróciła do mnie myśl, jak ważne w codziennym życiu jest rezygnowanie z siebie. Oprócz górskich wędrówek wyzwaniem była także organizacja tych wyjazdowych dni ze znajomymi. Wiecie, w grupie, w której każdy jest dorosły, ma swoje przekonania, swoje rytuały, swój pomysł na zwiedzanie, posiłki, godziny i sposób odpoczynku - nie zawsze jest łatwo się dogadać. Oczywiście spędziłam ten czas z super ludźmi, z którymi dużo przebywam też na co dzień i bardzo się lubimy, ale w czasie, w którym spędzamy ze sobą 24 godziny dziennie i mamy do ułożenia każdy dzień tak, by odpowiadał wszystkim, nie ma innej opcji, niż czasem z siebie zrezygnować.

Po co to robić? Żeby dać przestrzeń innym. Żeby ułożyć sobie w głowie, że inny pomysł niż mój też może być dobry. Żeby łatwiej żyło się razem. Żeby służyć. Nie zawsze wszystko da się podzielić po równo - dzisiaj po obiedzie zmywasz ty, jutro ja. Nie zawsze da się zrobić tak, żeby każdy mógł podjąć decyzję. Czasem warto się dostosować, zrezygnować z jakiejś swojej wizji. To nie jest łatwe i dla mnie zwykle wiąże się z nieprzyjemnym poczuciem pewnej nierówności. Ale w miłości nie chodzi o to, żeby wszystkiego wszystkim było po równo, to nie socjalizm. Gdy coś robię, nie liczę na to, że ktoś odpłaci się tym samym. To jest właśnie ryzyko kochania. Mało tego - jak często ja nie odpłacam się miłością na miłość!

Mam głębokie przeświadczenie, że jest ogromna wartość w "zapieraniu się siebie". Choć tak często chciałabym być bardziej zauważana, to z drugiej strony nie chcę, by wszystko kręciło się wokół mnie i nie chcę sama mieć wzroku utkwionego tylko w siebie i swoje potrzeby. Jasne, nie jest mi łatwo złapać balans, bo z drugiej strony mam problem z nadmierną troską o innych. Ale myślę sobie, że w tych górach złapałam pewną równowagę - tam, gdzie czułam się na siłach odpuścić, albo gdzie czułam, że chcę zrobić coś po swojemu, "bo tak", to odpuszczałam. Z kolei gdy czułam, że przekraczam swoje granice, odpuszczałam niektóre z zaplanowanych aktywności, żeby nie narzucać na siebie nadmiernej presji i zwyczajnie nie przemęczyć się. Zamiast jednego czy dwóch wyjść w góry wybrałam czas z samą sobą i spacery po okolicach. I to też było super. Nie ograniczałam w ten sposób ani innych, ani siebie.

Nie zawsze moje potrzeby muszą być spełnione w tej chwili - bo inni mają też jakieś swoje. Ale warto świadomie decydować, kiedy rezygnuję z siebie, a kiedy zdrowym jest poświęcić czas sobie. W przypadku, gdy odpuszczam po to, by kogoś innego mogło wyjść na wierzch, staram się mieć w pamięci też te moje potrzeby, żeby zaplanować na dogodniejszy moment zadbanie o siebie, i pomysły, bo być może kiedyś będzie jeszcze przestrzeń na ich realizację. A jeżeli tej przestrzeni nie będzie, to też jest OK - nie wszystko musi być moje.

Trudny ten temat, rozmyślam nad nim od wielu lat. Jak widzicie po tym wpisie, wnioski nie są jasne. Ale czy kiedyś będą? Kochanie - bo w moim przeświadczeniu to ma na celu zarówno rezygnacja z siebie, jak i troska o siebie samą - zawsze będzie pracą i nieustającym podejmowaniem decyzji. A to rzadko kiedy jest od razu klarowne i oczywiste. Ale warto. Jestem pewna.

Ściskam
Kasia L.

 aleja z jesiennymi liśćmi na drodze, akwarela

Jesień w pełni! Ponad rok temu, w ramach mojego pierwszego wpisu tutaj, pisałam o tym, jak trudno mi się do niej przekonać i jednocześnie zrobiłam subiektywną listę jej zalet. Dzisiaj jest mi jakoś łatwiej przyjmować to, co jest, a więc tegoroczny tekst jesienny będzie miał nieco inny wymiar. Jesień trwa, to fakt niepodważalny - w listopadzie widać to jeszcze wyraźniej. W związku z tym zadaję sobie pytanie, jak dbać o swój nastrój w czasie, gdy dni robią się coraz krótsze, a pogoda coraz bardziej deszczowa?

Całkiem niedawno słuchałam webinaru przygotowanego w ramach Tygodnia Zdrowia Psychicznego przez Centrum Zdrowia Psychicznego HarmonJa "Jesienne emocje" i właśnie to spotkanie zmotywowało mnie do przemyśleń. Psychoterapeutka Emilia Szydłowska zaproponowała parę ciekawych technik, które pomagają w utrzymaniu równowagi psychicznej i stabilnego nastroju - były to między innymi trening uważności, medytacja, sprawianie sobie drobnych przyjemności, odraczanie. Zwróciła także uwagę, jak ważna jest dla psychiki troska o zdrowy styl życia, przywołując akronim PLEASE, którego poszczególne litery oznaczają: leczenie choroby psychicznej (treat physical illness), zrównoważone odżywianie się (balanced eating), unikanie substancji zmieniających nastrój (avoid mood-altering substances), zrównoważony sen (balanced sleep) i ćwiczenia (exercise). Wiele z tego rodzaju metod utrzymywania dobrego nastroju i zdrowia psychicznego wprowadzam w życie i polecam (o treningu uważności planuję zrobić osobny wpis).

Zastanawiając się jednak, co mi pomaga utrzymać dobry nastrój jesienią, dochodzę do wniosku, że są to głównie dwie rzeczy: pełna akceptacja oraz korzystanie z zalet. Co to dla mnie oznacza w praktyce?

Pełna akceptacja. Jak napisałam powyżej, to że jesień przyszła i będzie przez najbliższe miesiące, jest po prostu faktem, nic z tym nie zrobimy, choćbyśmy chcieli (chyba że wyemigrujemy na ten czas do ciepłych krajów). Warto to najzwyczajniej w świecie zaakceptować, czyli przyjąć tę myśl i świadomie się z nią pogodzić. To już olbrzymi krok! Staram się, jak tylko mogę, brać życie takim, jakie jest - cieszyć się z jego radości i godzić z trudnościami, wiedząc, że i to przeminie. To pozwala mi w sposób bardziej zrównoważony podchodzić do emocji i nastroju. A więc pogodziłam się z tym, że jesień nadchodzi i na długie miesiące zapada wilgoć i ciemność - taka jest po prostu kolej rzeczy - i że w tym okresie mogę czuć się nieco gorzej, właśnie z powodu braku światła, często kiepskiej pogody i zwyczajnego przesilenia. A mając tę przewagę, jestem w stanie szybciej zaplanować kroki, które pomogą mi utrzymać nastrój na dobrym, stabilnym poziomie, w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć. To prowadzi nas do drugiej wskazówki, którą jest:

Korzystanie z zalet. O tym już na blogu trochę pisałam, zachęcam do przejrzenia listy 10 zalet, które rok temu w dostrzegłam w jesieni: Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać. Myślę, że największym atutem tej pory roku są po pierwsze jej kolory - absolutnie wyjątkowe! - a po drugie uczucie przytulności, które można wokół niej wytworzyć. Ważnym jest dla mnie pilnowanie się, żeby moja melancholijna natura nie pogrążała się w jesiennej melancholii, ale bardziej czerpała z tego nastroju ciepła, przytulności i domowego ogniska. Zaduma potrafi się u mnie zamienić w nadmierne rozkminy i przygnębienie w mgnieniu oka, dbam więc o to, żeby najgłębsze rozmyślania zostawić sobie raczej na pogodniejsze dni, gdy bardziej panuję nad emocjami, a w te bardziej ponure karmić się lżejszymi, miłymi treściami. Lubię więc jesienią czytać luźne książki i oglądać familijne seriale lub wracać do lektur z dzieciństwa (aktualnie czytam ponownie serię "Ani z Zielonego Wzgórza", która zawsze wzbudza we mnie mnóstwo ciepłych uczuć). Staram się po prostu świadomie kierować swoimi zasobami - wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na trudniejsze treści, a kiedy powinnam dać sobie więcej wytchnienia.

Na czym jeszcze polega korzystanie z zalet? Wykorzystuję kolory jesieni i ubieram się w nie, otaczam nimi, bo bardzo je lubię i do mnie pasują. Słucham klimatycznych piosenek, siedzę na fotelu i patrzę w świecące się okna bloków naprzeciwko, piję gorącą czekoladę i aromatyczne herbaty, korzystam z przypraw korzennych, otulam się kocem, robię potrawy z dynią, zgaduję się na przytulne spotkania z bliskimi, oglądam jesienne filmy i czytam książki, które dzieją się jesienią... Jest tego całkiem sporo. Staram się cieszyć drobnymi rzeczami, które są dostępne tylko o tej porze roku, albo właśnie wtedy są najbardziej atrakcyjne.

Patrząc z punktu widzenia biologii mózgu, w czasie, gdy stężenie serotoniny - czyli tzw. hormonu szczęścia, regulującego stany emocjonalne, koncentrację i pamięć - może być nieco obniżone z różnych względów, między innymi niedoborów naturalnego światła, warto zadbać o to, by dostarczać mózgowi jak najwięcej "powodów" do jej wytwarzania. Jednym z ważnych elementów w codziennej rutynie powinna być aktywność fizyczna, w różnych formach, bo to dzięki niej zyskujemy endorfiny, tak bardzo potrzebne w utrzymaniu dobrego nastroju, oraz spalany jest kortyzol, hormon stresu. Tyle z zaplecza teoretycznego ;) W praktyce u mnie wygląda to tak, że zwykle po całym dniu w pracy nie mam już chęci na sport, ale walczę z tym w następujący sposób: 1) dbam o ruch "przy okazji" - tzn. wybieram schody zamiast windy, spacer zamiast podjechania dwóch przystanków autobusem, dużo też ruszam się w pracy, na spotkania ze znajomymi proponuję spacery; jeżeli ma się daleko do pracy i spacery/dojazd rowerem nie są możliwe, można np. wysiąść parę przystanków wcześniej; 2) wybieram aktywność fizyczną, która naprawdę sprawia mi radość - spacery, rolki, nordic walking i rower. Wtedy trochę mniej muszę się zmuszać :) Daleko mi jeszcze do osoby aktywnej fizycznie, ale pracuję nad tym i widzę pozytywne efekty!

Staram się też dostarczać mojemu mózgowi jak najwięcej przyjemności. Chodzi oczywiście o przyjemności kreatywne, ciekawe, różnorodne, a nie o używki czy zajadanie (mam tendencję do poprawiania sobie nastroju przekąskami i słodyczami, dlatego szczególnie na to uważam). Jednego wieczoru będzie to u mnie kanapa i Netflix, innego drzemka, jeszcze innego spotkanie z bliskimi, kolejnego domowe spa, wypad na zakupy, długi spacer, prace manualne typu malowanie akwareli czy robienie obrazka z diamentów. Możliwości jest naprawdę wiele i dobieram je tak, aby odpowiadały moim aktualnym siłom oraz tak, aby nie było to lenistwo (bo łatwo wtedy popaść w marazm), ale wartościowy odpoczynek. Jasne, że każdego dnia ma się ochotę na maraton ulubionego serialu, ale czasem warto jednak urozmaicić czas wolny jakimś wyjściem czy resetem od ekranów. Dobrze sprawdza się też planowanie z wyprzedzeniem, bo po całym dniu obowiązków ma się tendencję do wybierania najłatwiejszych form wypoczynku. Gdy zaplanuje się np. wyjście do kina, teatru, do ZOO czy nawet do parku na dany dzień, to jest mniejsza szansa, że w zmęczeniu podejmie się te łatwiejsze decyzje.

No i last but not least - bądźmy dla samych siebie wyrozumiali. Jeżeli mamy trudny dzień, ukochajmy się z tym, zapytajmy siebie samych, dlaczego tak jest, co czujemy, czego potrzebujemy. Czasem zwolnijmy, nie wymagajmy od siebie 100% każdego dnia. To 100% każdego dnia może oznaczać co innego - raz będzie to 8 godzin pracy, zakupy, porządki, spotkanie i jeszcze pomoc komuś, a raz tylko koc i ciepła herbata. Wymagajmy od siebie, ale nie narzucajmy samym sobie niepotrzebnej presji. 

I od jesieni też nie wymagajmy, by każdego dnia zachwycała nas paletą barw i promieniami słońca. Czasem będzie po prostu szaro i deszczowo. I to też jest OK.

Jesieni, jesteś piękna! Taka, jaka jesteś. 

Ściskam ciepło
Kasia L.



morze o zachodzie słońca akwarela

Jak ten czas leci - chciałoby się rzucić frazesem. Ale naprawdę, z trudem zorientowałam się, że minął już rok, odkąd pod koniec sierpnia 2021 roku założyłam wczesnymrankiem i 5 września opublikowałam swój pierwszy wpis: Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet. Pamiętam, jak wahałam się, czy warto zaczynać, czy wykupywać domenę .pl i w jakiś sposób "inwestować" w nieznane. Oczywiście mogłabym to robić na "blogspot.com", ale miałam w sobie pragnienie, żeby tym razem wystartować jak najbardziej profesjonalnie. Pierwszy rok domeny kosztował grosze, więc zdecydowałam, że to będzie dla mnie taki rok testowy - jeżeli po jego upływie rozwinę swoją działalność albo po prostu będę dalej czerpała taką radość z tworzenia, będę dalej tę domenę wykupywać i uczyć się, jak działać w Internecie skuteczniej, to znaczy tak, aby moje teksty docierały do innych. Nad warsztatem pisarskim pracuję od lat, pozostało więc popracować nad stroną techniczną.

Po ponad roku stwierdzam, że założenie wczesnymrankiem było spełnieniem marzenia. Dalej uwielbiam tu pisać i ilustrować moje myśli prostymi akwarelkami. W mojej rodzinie to tata i siostra mają talent plastyczny i to oni zawsze byli "od sztuki". Nie miałam pojęcia, że hobbystycznie ja też mogę to w sobie odkryć :) Wiedziałam, że pisanie jest zdecydowanie moją dziedziną, ale malowanie? To moja siostra zachęciła mnie do akwareli, gdy powiedziałam jej, że chciałabym spróbować, i to ona dała mi mnóstwo praktycznych porad i zaopatrzyła w większość narzędzi.

Blog jest moim miejscem do wyżycia się artystycznie, pokazania swojej wrażliwości, to też trochę mój pamiętnik i - co nie mniej ważne - przestrzeń spotkania z Wami i Waszymi światami. Zakładałam go dla siebie i z myślą o sobie, ale w głębi serca miałam pragnienie, żeby był czytany. Każdy twórca chce mieć swoich odbiorców :) Już nie boję się nazywać siebie twórcą, pisarką, blogerką. To piękne uzupełnienie mojego codziennego życia i droga do rozwijania swoich talentów, za które jestem wdzięczna.

Przez ten rok prowadzenia wczesnymrankiem wiele się nauczyłam. 

Przede wszystkim doświadczyłam mnóstwa wsparcia ze strony moich zawsze wiernych fanów: męża, rodziny i przyjaciół. 

Dostałam tyle wyrazów sympatii i przemiłych, osobistych komentarzy, ile się naprawdę nie spodziewałam. 

Znalazłam przestrzeń, w której mogę rozwijać te ze swoich talentów, które na jakiś czas porzuciłam, a które są dla mnie naprawdę ważne. 

Zabrnęłam w niezbadane dotąd przeze mnie zakątki Internetu, szukając wśród wielu trudnych do zrozumienia dla mnie pojęć z zakresu SEO dróg do tego, by mój blog był jak najbardziej otwarty, wyszukiwalny, dostępny.

Czego ciągle się uczę? Odpowiedź może być tylko jedna: systematyczności i konsekwencji! ;)

ozdobna linia roślinna, akwarela

Każdy zamieszczany tutaj tekst pojawia się, ponieważ jest dla mnie ważny, mówi o tym, czym aktualnie żyję, czym się interesuję, co sądzę, że warto nagłośnić, na co zwrócić uwagę. Każdy z nich w sposób mniej lub bardziej oczywisty pokazuje codzienność i stara się zachęcić do jak najpełniejszego jej przeżywania, do cieszenia się zwyczajnością. Ale skoro już wzięło mnie na wspominki, przytoczę kilka moich wpisów, które są dla mnie szczególnie ważne, może najbardziej osobiste, i do których nadrobienia zachęcam, jeżeli nie mieliście okazji przeczytać ich wcześniej. Do takich tekstów należą na pewno:

  • Mój własny ogród
  • Na Wielki Piątek
  • Chciałabym być obojętna
  • Jak przewlekły stres wpływa na codzienność?
  • Najlepsze, co może przytrafić się zawodowo to zawiedzione marzenie
  • Będzie lepiej
  • Jestem introwertykiem i dobrze mi z tym (już)
  • Kilka słów o miłości z okazji rocznicy

ozdobna linia roślinna, akwarela

Dziękuję, że jesteście ze mną, że doceniacie to moje pisanie, chcecie je czytać. Niesamowicie cieszy mnie porozumienie, jakie wytwarza się między nami, gdy każdy z nas odsłoni kawałek siebie - ja w tekstach na blogu, Wy w komentarzach i prywatnych rozmowach. Czego chcieć więcej! Dziękuję też za towarzyszenie mi na Instagramie @wczesnymrankiem, gdzie dzielę się moją najzwyklejszą codziennością.

Wdzięczna za cały miniony rok blogowania, działam dalej! Kto wie, dokąd mnie ta ścieżka zaprowadzi :)

Jeżeli macie jakieś uwagi, pomysły na wpisy czy też luźne myśli - zachęcam do podzielenia się w komentarzu. To doda mi motywacji i pomoże się rozwijać.

Ściskam
Kasia L.

Starsze posty Strona główna

O MNIE


Kasia Lewandowska

Polonistka pracująca jako bibliotekarz
i redaktor, spełniająca się też w roli pisarki.
Szczęśliwa żona ucząca się kochać życie
i wypełniać sensem każdy dzień.

Więcej o mnie: Szerzej o mnie i blogu

A na co dzień udzielam się tu: instagram.com/wczesnymrankiem

Zapraszam!


(fot. Justyna Szyszka / bezflesza)

LUBIANE WPISY

  • Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet
  • Chciałabym być obojętna
  • Górskie przemyślenia o cofaniu się w życiu
  • Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupione na relacji
  • Będzie lepiej

INSTAGRAM

instagram @wczesnymrankiem

ARCHIWUM

  • ▼  2025 (1)
    • ▼  marca (1)
      • 2024 -> 2025
  • ►  2023 (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2022 (34)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (3)
  • ►  2021 (13)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (2)

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Miło mi!
Dzięki, że jesteś i czytasz :)

Copyright © wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki. Designed & Developed by OddThemes