Uwielbiam planować. Nawet jeżeli ma z tych planów nic nie wyjść, listy zadań, celów, pragnień mnie relaksują. Nowy rok wydaje mi się taką czystą kartą, na której mogę coś zapisać. Nie mam pojęcia, czy cały będzie mi dany, czy w ogóle nawet go rozpocznę - warto mieć tego spokojną świadomość - ale jeżeli będę miała to szczęście, chcę go dobrze wykorzystać. Bardzo lubię ten czas między świętami a Nowym Rokiem. Jest dla mnie ekscytujący, bo szukam nowego kalendarza, który będzie mi towarzyszył, jednocześnie w moich zeszytach spisuję myśli dotyczące mijającego roku. Nowe możliwości spotykają się z wykorzystanymi lub niewykorzystanymi szansami.
Gdy jednak planowanie i listy zadań odbijają się na mnie rykoszetem i zaczynają powodować natłok powinności w głowie oraz idące za tym poczucie przytłoczenia, staram się skupiać na jednym dniu na raz. Odsuwam wtedy myśli o dalekosiężnych dużych planach i zastanawiam się, co mogę zrobić DZIŚ. Jeżeli myśl o całych 24 godzinach dalej mnie przytłacza - ograniczam się nawet do jednej godziny. Szukam czasu, który nie budzi we mnie lęku, tylko wdzięczność i motywację.
Jeszcze na studiach co roku robiłam sobie listę celów na nowy rok. To było super, nawet jeśli nie wszystko wychodziło. Gdy nadszedł rok 2019, który był dla mnie do tej pory najtrudniejszym (ale i najważniejszym, bo wzięłam ślub i stworzyłam z moim mężem własny dom) rokiem w życiu, zauważyłam, że plany same się podjęły. Miałam w tym czasie tyle życiowych zmian, będąc przy tym w kiepskiej kondycji, że cel nasunął się automatycznie: przetrwać i dotrwać do codzienności, normalności, rutyny. W 2020 roku też nie szukałam postanowień - jedyne, co chciałam, to odpocząć. Jak się już pewnie domyślacie, tak samo było i w tym roku. Tym razem był to rok zadbania o swoje zdrowie.
Jestem z siebie dumna, bo w 2021 roku podjęłam się trudnych dla mnie zadań związanych z moim zdrowiem. I chociaż dalej jestem w drodze, muszę powiedzieć, że jest dużo lepiej! Gdyby nie troska o moje zdrowie, nie powstałby choćby ten blog, bo wiele miesięcy towarzyszyło mi kompletne zmęczenie i brak motywacji. Ale to temat na inny post, może kiedyś. W każdym razie clue jest takie, że czasem trzeba wrócić do podstaw, żeby móc później pójść dalej. Pierwotnie miałam na 2021 rok inny plan, ale teraz wiem, że gdyby on wypalił, byłoby mi bardzo trudno. To, co przyniósł mi bieg wydarzeń, okazało się z kolei owocować. Takie prozaiczne rzeczy jak zrobienie wszystkich rutynowych badań (każdy wie, do jakich lekarzy co roku warto się zgłosić, ale każdy też wie, jak trudno się do tego zmotywować; ja miałam sporo zaległości w tym temacie - na szczęście nadrobiłam!), ale przede wszystkim rozpoczęcie (i zakończenie oraz podjęcie dalszych planów) psychoterapii były dla mnie w tym roku prawdziwym cudem, w który nie do końca wierzyłam, że będzie miał miejsce. Dzięki temu powrotowi do ostatniego miejsca, w którym jeszcze znałam drogę, teraz rozjaśnia mi się ona na przyszłość.
Lubię tę "starą siebie" z 2021 roku - by tak sparafrazować popularne hasło "nowy rok, nowa ja". Widzę w niej kobietę, która coraz bardziej doświadcza tego, jaka jest słaba. I jak wielkie ma szczęście. Widzę, jak się stara przyjmować to, co daje każdy dzień, z pokorą i wdzięcznością, chociaż nie zawsze jej to wychodzi. Widzę też, jak dba o rozwijanie swoich talentów. Jestem dumna z tego, jak bardzo stara się odpuszczać, czego dowodem jest choćby ten blog - powstały między innymi dzięki odpuszczeniu oczekiwań, bez sensu nakładanej na siebie presji, dzięki próbie szczerości i przyjęcia siebie taką, jaką się jest. Piękny był (jest) ten rok! A w kolejnym to wcale nie będę "nowa ja". Mam nadzieję, że to będę "ja" taka, jaką naprawdę zostałam stworzona. Że dalej będę dopuszczać do głosu moją wrażliwość, empatię, relacyjność, a z drugiej strony potrzebę życia wewnętrznego, bycia ze sobą - ale też, że te cechy będę w sobie pielęgnować do tego stopnia, w którym mnie i innym będą służyć, a nie przyćmiewać. Hmm, czy to brzmi enigmatycznie? Jakoś tak niełatwo się czasem wyrazić.
Jestem podekscytowana na myśl o tym, jaki życie nasunie mi plan na rok 2022. Chcę być otwarta na to, co ma się zdarzyć, ale jednocześnie znów odkrywam w sobie radość ze spisania małych planów-celów. Częścią z nich się z Wami podzielę. Uwielbiam czytać i słuchać o codzienności innych osób, dlatego też ja chcę się odwdzięczać odkrywaniem kawałka swojej.
A zatem, w 2022 roku chciałabym:
- codziennie spacerować na świeżym powietrzu - choćby 15 minut;
- codziennie przeczytać choć stronę wartościowej książki;
- codziennie znaleźć chwilę dla siebie na spokojny oddech, przeżycie emocji i wyciszenie bodźców;
- zapisać w dzienniku choć jedno zdanie dziennie.
W każdym moim postanowieniu jest "codziennie". Właśnie dlatego, że chciałabym uczyć się skupiać na jednym dniu na raz.
"Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest twoje"
Znacie metodę mikronawyków? Jej założenie jest takie, żeby zamiast stawiać sobie za cel "będę robić 50 pompek dziennie", postawić sobie cel śmiesznie mały, który z łatwością można osiągnąć, np. "zrobię 1 pompkę dziennie". Najtrudniej zazwyczaj jest zacząć. Jeżeli masz przed sobą 50 pompek, prawdopodobnie od razu zwątpisz w powodzenie i nawet nie podejmiesz się tego zadania. Ale jedna pompka? Kto by nie chciał poświęcić 5 sekund, żeby móc odhaczyć kolejny sukces tego dnia? Mnie ta metoda pomaga w uczeniu się systematyczności, której zdecydowanie mi brak. Dom buduje się cegła po cegle - tak samo jest z dobrymi nawykami, celami, zadaniami, projektami. Nawet jeśli zrobisz jakiegoś dnia śmiesznie mało, to będziesz już o to śmiesznie mało bliżej.
A jeżeli coś w tych noworocznych planach pójdzie nie tak? Jeżeli się nie uda? Albo życie podpowie inny plan? To też jest OK! W takim wypadku odsyłam do poprzedniego postu: Wyluzuj i odpuść. Nic nie musisz.
Jeżeli zechcecie podzielić się swoimi planami lub ich brakiem na 2022 rok, to będzie mi ogromnie miło! Zachęcam do komentowania tutaj lub pisania wiadomości prywatnych na moim profilu na Instagramie: @wczesnymrankiem.
Ściskam jeszcze w starym roku na cały ten nowy
Kasia L.