To nie będzie wpis teoretyczny. Myślę, że wiele z nas spotkało się już z tematem stresu i tego, jaki może on mieć wpływ na funkcjonowanie. Wiemy, że jest stres "dobry" (eustres), który motywuje do działania i stres "zły" (dystres), który jest często destrukcyjny, a przynajmniej negatywny dla naszego organizmu. Potraktuj ten wpis raczej jako case studies, opis przypadku, ściślej - mojego przypadku.
Rok 2019 zdecydowanie mogłabym określić dwoma słowami: przewlekły stres. Mijają już 3 lata, a ja nadal mierzę się z jego skutkami, dlatego uznałam za ważne opowiedzieć tutaj o tym.
Miejsce, w którym w tamtym czasie pracowałam, z różnych względów przysparzało mi stresu i nakładało na mnie dużą presję. Nie radziłam sobie z tym, ale była to pierwsza praca w zawodzie, prestiżowa i byłam z niej dumna. Łączyłam ją ze studiami, w czerwcu miałam oddać magisterkę, w lipcu się bronić i podpisać pierwszą w życiu umowę o pracę, a we wrześniu wziąć ślub, przeprowadzić z domu rodzinnego, dwa tygodnie później wyjechać na zaplanowaną wycieczkę do Izraela. Sporo wyzwań, jak na jeden rok, co? Powiedzcie to mnie z tamtego czasu, która zawsze uważała, że da radę.
To był piękny rok - najważniejszy w moim życiu. Od dziecka wiedziałam, że chcę być żoną, matką i wieść spokojne domowe życie w zwykłej codzienności, takiej z pracą, obowiązkami domowymi, rodziną i przyjaciółmi. Po latach mierzenia się z trudami edukacji i chwiejnością nastoletniego życia moje marzenie zaczęło się spełniać. Przygotowywałam się do małżeństwa z osobą, z którą wiedziałam (wiem!), że chcę tę rzeczywistość dzielić do końca życia.
To jednak nie zmienia faktu, że był to ciężki rok. Myślałam, że odpocznę, gdy tylko się obronię. Nie miałam na to jednak czasu - mogłam pozwolić sobie jedynie na krótki urlop, w trakcie którego intensywnie zwiedzałam. Ot, uroki początków pracy na etat. Oboje z mężem wracaliśmy późno, a po powrocie trzeba było jeszcze przecież zrobić obiad, posprzątać, umyć się i przygotować na kolejny dzień. Gdzie w tym wszystkim czas dla nas? Padaliśmy na twarze jak tylko udało nam się ogarnąć i nadchodził kolejny dzień.
Przeciążenie zaczęło dawać się we znaki. Od zaciśniętych całymi dniami ze stresu mięśni żuchwy i pleców bolała mnie głowa, kotłujące się myśli dawały poczucie fizycznego zmęczenia, którego nie dało się zlikwidować. Coraz częściej wracałam do domu i płakałam. Jednocześnie dalej "robiłam swoje".
Miałam gdzieś z tyłu głowy, że coś jest nie tak, że to wszystko nie powinno tak wyglądać, ale tak naprawdę stanowcze "nie" powiedziałam dopiero wtedy, gdy przyszedł pierwszy atak paniki. Lepiej późno niż wcale, mówią. Podjęłam pierwsze decyzje o udaniu się do specjalisty, który nauczyłby mnie redukować stres i odpoczywać, zostawiając perfekcjonizm daleko ze sobą. Wiedziałam też, że jeśli chcę, by coś się zmieniło, muszę wiele odpuścić oraz zmienić dotychczasowy styl życia. Chociaż wymagało to ode mnie wiele odwagi, zaczęłam szukać nowej pracy, w innym zawodzie - miejsca, które dałoby mi przestrzeń psychiczną, bo w tamtym czasie psychicznie się dusiłam.
Ponad dwa lata później jestem już w innym miejscu, dużo spokojniejsza, niemal całkowicie zdrowa, mająca czas dla siebie i najbliższych, chętnie realizująca swoje pasje (m.in. pisanie tego bloga!), spacerująca i bardziej radosna. O mojej teraźniejszości opowiadam tutaj regularnie, a jako że chciałabym, żeby ten post był nieco inny, uwrażliwiający już na pierwsze symptomy przewlekłego stresu czy przeciążenia, to przedstawię Wam jeszcze po krótce, jakie błędy popełniłam, będąc w kryzysie.
1. Ignorowałam objawy psychosomatyczne
Mogą one być różne: bóle mięśni, ucisk w klatce piersiowej, duszność, nudności, wymioty, bezsenność, nadmierna senność - można tak wymieniać w nieskończoność. One ZAWSZE coś mówią, sygnalizują. Organizm jest niesamowicie mądry i naprawdę szybko daje znać, że coś jest nie tak. Ale jest też niesamowicie wytrzymały, więc jeśli zignorujesz jego sygnały i będziesz dalej forsować - długo wytrzyma. Niestety (albo i na szczęście) nie bez konsekwencji.
2. Nie byłam asertywna, stanowcza
Pozwalałam sobie na tzw. kopanie leżącego. Nie stawiałam granic, nie próbowałam nawet - choćby miało to nie zadziałać. Sama sobie - tej części mnie, która tłumaczy wszystkich i wszystko - też nie powiedziałam nigdy: Kasiu, już wystarczy. Nie odcięłam tego, co wpływało na mnie destruktywnie. Płakałam po kątach, zamiast rozpłakać się konkretnym osobom w twarz czy w konkretnych sytuacjach, nie czekając do wieczora. To nic złego okazywać emocje. To nic złego, że czegoś nie chcę, że z czymś sobie nie radzę. Ponadto, gdy czuję się zagrożona, przeciążona - mam prawo i obowiązek zadbać o swoje bezpieczeństwo, w każdym sensie tego słowa. Gniew daje energię do działania, zmiany sytuacji niekomfortowej. Stłamszony zamieni się w poczucie przytłoczenia, przygnębienia.
3. Myślałam "jeszcze dam radę"
Zrobiłam z siebie samopoświęcającą się bohaterkę. W imię czego? Każdy lubi myśleć, że jest niezastąpiony, każdy lubi czuć się ważny, to jasne. Ale nie każdym kosztem warto o to zabiegać. Właściwie zadaję sobie pytanie, czy w ogóle należy o to zabiegać, czy nie uwłacza to godności człowieka, którą mamy niezależnie od tego, co sądzą czy jak postępują wobec nas inni. To jednak inny temat. Jakoś beze mnie tamta firma sobie radzi, a ja bez niej radzę sobie sto razy lepiej. W każdej chwili można powiedzieć STOP. Pewnie, jeszcze damy radę, ale pytanie brzmi: po co? Teraz razem z mężem coraz częściej pytamy siebie nie o to, czy damy radę, ale: Czy to mi służy?
4. Zapomniałam o priorytetach
Każdy z nas ma w życiu wyznaczoną swoją listę priorytetów, hierarchię wartości. Ja o mojej zapomniałam. Przecież sfera zawodowa nigdy nie była dla mnie na pierwszym miejscu, a tymczasem przez ponad rok przedkładałam ją nad moje prawdziwe priorytety. Wydawało mi się, że nie ma powodu do zmian, że w każdej pracy jest ciężko, że każdy ma dużo na głowie. Jasne, że tak, ale to, że JA czuję się źle, to już wystarczający powód, żeby chociaż zastanowić się nad tym, co dla mnie ważne. Nie ma co porównywać się z innymi. Bałam się też o moje CV, że będzie ubogie w doświadczenia. Ogólnie kierował mną w dużej mierze lęk, z każdej strony.
5. Byłam wyrozumiała dla innych, ale nie dla siebie
Gdyby ktoś powiedział mi, że jest właśnie w trakcie planowania ślubu, pisania magisterki, planowania wyjazdu za granicę, do tego studiuje i pracuje, a niedługo się przeprowadza, od razu powiedziałabym: Matko, musi Ci być ciężko! Nie wzięłaś/wziąłeś za dużo na głowę? Jak mogę Ci pomóc? Jak się możesz domyślić, sobie tego nie powiedziałam. Uważałam, że muszę dalej, więcej, lepiej. Że to, co mam, to nie tak wiele. A w praktyce przeżywałam największą życiową zmianę. Brakowało mi w tym swojego towarzystwa. Brakowało przyzwolenia samej sobie na odpuszczenie i bycie dla siebie wyrozumiałą, kochającą - taką, jaką zawsze chciałam i chcę być dla innych.
To tylko kilka błędów, które w tamtym czasie popełniłam. Nie winię się za nie, bo wiem, jak trudny to był dla mnie czas i że nie miałam po prostu zasobów psychicznych (czy zwyczajniej: siły) zrobić tego, co być może zrobiłabym dzisiaj. Zresztą decyzje podejmujemy na podstawie wiedzy i doświadczeń, które mamy w danym czasie. Wtedy miałam inne, dziś mam inne. Właściwie jestem wdzięczna za to doświadczenie przewlekłego stresu. Dzięki temu wiem, na co nigdy nie chcę sobie w pracy pozwalać, znam lepiej swoje granice. Lepiej rozporządzam czasem, zostawiam sobie znacznie więcej wolnego. I w końcu: rozumiem osoby, które przeżywają podobne trudności, potrafię empatycznie wysłuchać. No i mogę dzielić się tym doświadczeniem, choćby tutaj.
Przewlekły (tzn. trwający długo, wpływający negatywnie) stres to poważna sprawa. To musi wybrzmieć. Jeżeli coś zapamiętasz z tego wpisu, to mam nadzieję, że właśnie to. Dlatego dodam jeszcze garść informacji, które być może pomogą Tobie lub komuś znajomemu w zdaniu sobie sprawy z powagi sytuacji i rozpoznaniu symptomów.
Jak rozpoznać przewlekły stres? Objawy:
- zmęczenie mimo snu o odpowiedniej długości
- zaburzenia snu (nadmierna senność lub trudności z zaśnięciem, częste przebudzanie się)
- napięcie i drżenie mięśni
- osłabienie, zmniejszenie odporności
- ciągłe uczucie rozdrażnienia, napięcia wewnętrznego
- spadek libido
- bóle (zwykle brzucha, klatki piersiowej, głowy)
- problemy trawienne
Długotrwały stres może mieć poważne skutki zdrowotne, takie jak problemy z sercem, choroby skóry, bezsenność, depresja, zaburzenia lękowe, schorzenia układu trawiennego, nadwaga/niedowaga i inne.
Osoba, która przeżywa chroniczny stres, często nie jest w stanie dbać o dobre nawyki i zdrowy styl życia (a przynajmniej było tak w moim przypadku). Dlatego jeżeli czujesz, że stres zaczyna mieć na Ciebie negatywny wpływ, warto zawczasu wypracować dobrą rutynę, która wspomoże redukcję stresu. Należą do niej takie elementy jak:
- aktywność fizyczna (lekarze zalecają przynajmniej 30 minut dziennie)
- zdrowa dieta (wiadomo, możliwości czasowe i finansowe są różne; ważne, żeby chociaż włączyć do swojej diety potrzebne elementy, tzn. owoce i warzywa, ryby, orzechy itp.)
- ograniczanie bodźców (np. na godzinę przed pójściem spać nieużywanie ekranów; w trakcie dnia robienie krótkich ćwiczenia uważności i relaksacji)
- odpowiednie nawodnienie (ok. 2 litry wody dziennie)
- dobry sen (w miarę możliwości)
- wypoczynek (troska zarówno o ten pasywny, jak i aktywny wypoczynek, kontakt z ludźmi itp.)
- hobby (najlepiej takie niezwiązane z pracą i codziennymi obowiązkami)
Są to oczywiście przykłady objawów, skutków i sposobów na redukcję stresu. Nie jestem lekarzem ani terapeutą, a wiedza, którą chcę przekazać, pochodzi przede wszystkim z moich osobistych doświadczeń. Każdy przeżywa stres inaczej, każdy ma inną sytuację życiową. Tak czy inaczej, warto być wrażliwym na pierwsze przesłanki negatywnego wpływu stresu na naszą codzienność.
Jeżeli odczuwasz stres, który trwa już długo i obniża jakość Twojego życia, lepiej zacznij działać już teraz. Może będzie potrzebne odcięcie niektórych ludzi/spraw/obowiązków? Może rozmowa z kimś? Zmiana/korekta stylu życia? A może tylko (aż) danie sobie więcej czasu dla siebie?
Ściskam
Kasia L.