wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki
  • STRONA GŁÓWNA
  • CODZIENNOŚĆ
    • Radości
    • Refleksje
    • Organizacja
    • Chwila dla siebie
    • Z pamiętnika
  • KREATYWNIE
    • Opowiadania
    • Dom
    • Sztuka
  • POLONISTYKA
    • Pisanie
    • Książki
    • Studia polonistyczne
      i edytorstwo
  • OKOŁOPSYCHOLOGICZNE
  • POLECAM
  • O MNIE I BLOGU / KONTAKT
nowy wpis w każdy wtorek o 19:00


 

półki z kolorowymi książkami, ramką ze zdjęciem, rośliną, czytanie, książki, akwarela półki z książkami

Jedni zachwycają się fantastycznymi stworami, magią i w książce szukają oderwania od rzeczywistości, inni z kolei wolą codzienność, a w lekturze próbują odnaleźć podobieństwa do własnego życia lub spełnienie wymarzonych scenariuszy. Ja należę zdecydowanie do tych drugich, dlatego na mojej liście najlepszych książek z dzieciństwa nie znajdziecie ani "Harry'ego Pottera", ani "Hobbita" czy "Serii niefortunnych zdarzeń". Mimo wszystko zachęcam do dalszego czytania.

"Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren

Urzekająca w swojej prostocie opowieść o codziennych perypetiach szóstki dzieci zamieszkujących małą wioskę jako pierwsza skradła moje dziecięce serce (tuż po czytanych przez rodziców bajkach, spośród których mogłabym wymienić co najmniej kilka ukochanych). Fun fact jest taki, że nigdy nie przeczytałam dwóch ostatnich rozdziałów, bo moje tempo czytania w wieku 8 lat nie nadążyło za programem szkolnym. To chyba znak, że najwyższa pora przeczytać tę książkę jeszcze raz, tym razem od A do Z. W końcu to jedna z moich ukochanych lektur!

Pomysł na świat przedstawiony tak oddziaływał na moją - i nie tylko moją - wyobraźnię, że razem z koleżankami i kolegami z klasy postanowiliśmy przenieść go na nasze podwórko. Tak rozpoczęła się wielomiesięczna ulubiona zabawa w dzieci z Bullerbyn, gdzie każdy z nas był jednym z bohaterów, a naszym domem było małe drzewko z rozłożystymi gałęziami, które idealnie udawały pokoje.

"Ten obcy" Ireny Jurgielewiczowej

Kto czytał, ten wie, z jakimi wypiekami na twarzy śledziło się relację nieśmiałej, nieco odstającej od reszty Uli z tytułowym bohaterem - intruzem na małej wysepce, na której azyl stworzyła sobie paczka przyjaciół. Jako że sama będąc dzieckiem uwielbiałam całe dnie spędzać na dworze (patrz choćby powyższa opowieść dotycząca "Dzieci z Bullerbyn"), to ta książka rozlewa się ciepłem na moim serduszku. Chciałoby się powiedzieć, że przywołuje na myśl beztroskie czasy, ale to byłoby dużą niesprawiedliwością, bo dzieciństwo jest pełne trosk - oczywiście dostosowanych do wieku - co potwierdzają perypetie opisane w "Tym obcym". Lekturę porównałabym też klimatem i zamysłem do kultowych "Chłopców z Placu Broni".

W "Tym obcym" porusza mnie również to, że wspomniana Ula, nieśmiała, lubiąca swoje własne towarzystwo, introwertyczna (tutaj spoiler alert) nie staje się wraz z rozwojem akcji sławna, przebojowa i niezwykle towarzyska, jak to się dzieje w wielu młodzieżowych książkach. Zainteresowany nią chłopak, mimo że przekonuje się do pewnych osób, też nie rezygnuje z właściwego sobie dystansu. Może to nadinterpretacja, ale odczytuję w tym potwierdzenie, że każdy człowiek jest ciekawy i wnosi do swojego otoczenia coś wyjątkowego właśnie ze względu na to, jaki jest.

"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery

Ta książka bardziej niż każda inna kojarzy mi się z ciepłymi relacjami. A wszystko zaczęło się od tego, że moja kochana siostra (która na pewno to czyta, bo wspiera mnie bardzo mocno) nosi imię po głównej bohaterce - tak bardzo rodzicom spodobało się jego brzmienie dzięki tej lekturze. Z takim startem powieść nie mogła nie stać mi się bliska! 

Szczególnie ważna jest też dla mnie jedna z relacji między dwiema bohaterkami. Bo zdarzyło mi się szczęście doświadczyć przyjaźni jak z filmu, serialu dla dzieci i nastolatków, marzeń czy... z "Ani z Zielonego Wzgórza" właśnie. Z moją najlepszą przyjaciółką przyjaźnimy się już 20 lat, a nasza relacja często przywodzi nam na myśl więź Ani Shirley z Dianą Barry. Czy wyrażenie użyte w tłumaczeniu, "przyjaciółka od serca", nie oddaje więcej niż można opisać?

Znam wiele osób, które dorastały wraz z tytułowym bohaterem przywołanego już w tym poście "Harry'ego Pottera". Ja dorastałam z serią "Ani". Każdy tom odpowiadał (i dalej odpowiada) innemu etapowi mojego życia i na każdym jego etapie inny tom staje mi się szczególnie bliski. Obecnie jest to "Ania z Szumiących Topoli", opowiadająca o początkach małżeństwa, tworzeniu własnego domu, pierwszych pracach po studiach... Jeszcze niedawno zaczytywałam się w "Ani na Uniwersytecie", a tu proszę, już nieaktualne ;) Czas leci! 

Seria "Jeżycjada" Małgorzaty Musierowicz

Dla mnie dość surowa w formie, z niespiesznie toczącą się akcją przywołującą na myśl leniwe letnie popołudnie w mieście. Jednocześnie trudno mi przypomnieć sobie powieści bardziej dotyczące codzienności. Poznańskie Jeżyce codzienność przeszywa na wskroś. Jest trochę szaro, a trochę kolorowo. Po prostu zwyczajnie - czyli tak, jak lubię najbardziej, bo przez to prawdziwie i pięknie. Jak widać nie trzeba wiele, żeby stworzyć ciekawą historię. Może wystarczy być dobrym obserwatorem i potrafić z codzienności wydobyć jej cechy charakterystyczne i wspólne każdemu? Małgorzacie Musierowicz wychodzi to, uważam, świetnie. 

Z własnego wyboru po serię sięgnęłam chyba dopiero na studiach, jako wakacyjne remedium na oczy i umysł wykończone codziennym pochłanianiem dziesiątek (czasem setek) stron lektur, artykułów i innych tekstów na polonistyczne studia. Sięgnięcie po powieść prostą, prawdziwą, a jednocześnie po historie tak zręcznie uchwycone, było jak otwarcie okna i wpuszczenie powietrza do pokoju, w którym ktoś cały dzień pracował. Nie przeczytałam jeszcze całej serii, ale kolejne tomy od tamtego czasu towarzyszą mi w każde wakacje.

ozdobna linia z motywem roślinnym, separacyjna

Patrząc na to zestawienie pomyślałam sobie, że właściwie mogłabym zatytułować ten post "Ulubione lektury szkolne", bo każda ze wspomnianych przeze mnie książek była lekturą! I chociaż podczas całej mojej edukacji nie przeczytałam naprawdę wielu lektur, to te zostały ze mną do dzisiaj i w pewien sposób współtworzyły moje dzieciństwo. Wszystkie o codzienności dziecka - nastolatka - dorosłego takiego jak ja. 

Ciekawa jestem, jakie są książki Waszego dzieciństwa!

Ściskam,
Kasia L.

ławka w parku, kwiaty i zieleń, miłość, zakochani, akwarela

Z perspektywy żony z 2-letnim stażem opowiadam o tym, co dla mnie oznacza kochać

Zaczyna się prosto, zwyczajnie - od uścisku dłoni, wymiany imion i paru grzecznościowych zdań. Tak było przynajmniej w moim przypadku. Największa przygoda życia. Czy w 2011 roku, gdy poznałam mojego dziś już męża, przypuszczałabym choć w 1%, do jakich pięknych i trudnych, i radosnych, i smutnych, ale zawsze szczęśliwych miejsc mnie to zaprowadzi? I jak bardzo będę za Niego wdzięczna? 

Jestem przeciwniczką opisywania relacji, zwłaszcza tych miłosnych, w sposób, w jaki pokazują je filmy. Wiecie, w zwolnionym tempie, z odpowiednią muzyką i kadrem wszystko będzie wyglądać wyjątkowo. I potem taka nastolatka jaką byłam ja liczy na to, że spotka "tego jedynego" przypadkowo w szkole, najlepiej w wyższej klasie, wpadnie na niego niechcący, niosąc w rękach stos książek, ten schyli się, żeby pomóc jej pozbierać je z podłogi, a przy najbliższej okazji zaczepi ją, gdy akurat będzie wyjmować coś ze swojej metalowej szafki szkolnej i zaprosi na kawę po lekcjach. A potem zaśpiewają duet, któremu towarzyszyć będzie chór spontanicznie powstały z reszty uczniów, wychodzących na przemian z prawej i lewej strony korytarza.

Owszem, nastoletnie marzenia są wyjątkowe i nie zamieniłabym ich na żadne inne, ale czy nie warto czasem pomyśleć sobie, że to codzienność może się okazać największym spełnionym marzeniem? Mimo że nie lubię filmowych opisów, to spod mojej klawiatury wyszła bardzo filmowa fraza "największa przygoda życia". Napisałam to w pełni świadomie. Naprawdę uważam, że małżeństwo jest moją największą i najbardziej szaloną przygodą w życiu. 7 września 2019 roku dałam słowo. Najważniejsze słowo - przysięgę. 

Czy to nie szaleństwo, że chcę i - przede wszystkim - w y b i e r a m  spędzić z drugim człowiekiem resztę życia, niezależnie od tego, co po drodze się wydarzy, a wydarzyć się może przecież wszystko? Niektórzy tak by to nazwali. Okej, ja też uważam to za szalone. A on jest tak samo szalony jak ja. Miłość to jest dla mnie codzienność i trwanie przy swoim wyborze w tej codzienności. 

Przez te dwa lata małżeństwa spotkało nas już: huczne wesele w gronie mnóstwa bliskich nam osób, cieszących się z naszego ślubu; kameralne poprawiny w niedzielny wieczór, z przyjaciółmi siedzącymi na ziemi w nieumeblowanym jeszcze pokoju, na środku którego piętrzyła się góra rzeczy z przeprowadzki i pozostałości weselnych; odnowienie przysięgi małżeńskiej w Kanie Galilejskiej dwa tygodnie po ślubie; wyjazdy małe i duże; pełne radości dni, które mogliśmy spędzić całe ze sobą, głównie na tuleniu i nic nie robieniu; łzy pełne skrajnej bezradności; przejmowanie przez jedno z nas opieki nad całym domem, gdy drugie nie było w stanie wstać z łóżka; super współpraca i wysprzątanie całego domu w godzinkę, bo działamy razem; zdrowe domowe obiadki; fast foody, bo nie chce się gotować; kupienie pudełka Knoppersów, bo były na promocji, a kto dorosłym zabroni; zasypianie o 18 ze zmęczenia i spanie do rana; remont; spotkania rodzinne; odwoływanie wszystkich planów, bo chcemy być sami; i wiele, tak bardzo wiele innych. 

A, jeśli Bóg da, spotka nas jeszcze wiele, wiele więcej. Większości z tych rzeczy nie będę w stanie przewidzieć. Każdą z nich chcę przyjąć z miłością. Ta codzienna miłość tak mnie zachwyca, że nie jestem w stanie tego wyrazić. I chwile uniesienia, i zwyczajność. Po prostu bycie razem. Zakasanie rękawów i praca nad tym, żeby wypielić z naszego ogródka chwasty zaniedbań i popełnianych błędów, nawożenie chęcią pracy nad sobą i autorefleksją, podlewanie ciepłymi słowami, dotykiem, drobnymi prezentami i przysługami, obsiewanie dobrem. I obserwowanie, przytuleni i z radością, jak ten nasz nieidealny ogród kwitnie i jest piękny, po prostu dlatego, że jest z miłości.

Kończę już, bo czuję presję, żeby całą miłość opisać w jednym poście, i to w dodatku mądrze. A przecież tak się nie da. Doświadczajmy, bądźmy wdzięczni, uważni - po prostu kochajmy najlepiej, jak umiemy. Zwyczajnie.

Może chcecie się podzielić swoimi historiami? 

Ściskam, 
żona zwykłego-niezwykłego Męża
Kasia L.

trzy jesienne liście, akwarela

Ciśnie mi się na usta, że od zawsze mam trudną relację z jesienią. Ale właściwie to nie jest do końca tak. Gdy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam chodzić do szkoły (sic!) i ekscytował mnie koniec sierpnia - mogłam wtedy zaszywać się w sklepach między półkami z pięknymi przyborami szkolnymi i zaopatrzyć się w pachnące świeżością zeszyty, kolorowe mazaki, kredki, cienkopisy, zakreślacze i wszystko, co do szczęścia potrzebne małej (a potem większej) estetce uwielbiającej wielobarwne notatki. Jakiś dreszczyk emocji budziła we mnie myśl o nowym planie lekcji, powrocie do sal lekcyjnych, przywitaniu się z koleżankami po wakacjach...

Do dzisiaj zostało ze mną to późnoletnie poczucie ekscytacji, ale od pewnego czasu towarzyszy mu też uczucie niepokoju. Taka mieszanka jest dla mnie intrygująca i sprawia, że końcówka sierpnia i wrzesień są wyjątkowe, ale jednocześnie budzą we mnie przekonanie, że muszę się jakoś przygotować mentalnie do coraz krótszych dni i coraz większej liczby ubrań na sobie. Jako że w tym roku postanowiłam radykalnie zaakceptować nadchodzącą jesień i wszystko, co za sobą niesie, chciałabym podzielić się moją prywatną listą tego, co w niej kocham. 

1. #backtoschool

Jak już mówiłam, zawsze cieszyłam się na powrót do szkoły. Do dzisiaj się z tego cieszę, chociaż już do niej nie chodzę. W komunikacji miejskiej znów robi się tłok, ale z tymi wszystkimi uczniami na ulicach jest jakoś tak milej. I człowiek ma poczucie, że nie tylko on nie ma już wakacji ;) 

2. Zmieniające kolor liście

W otoczeniu zaczyna dziać się coś nowego - zieleń powoli przełamują wszelkie odcienie z palety ciepłych barw. Można zbierać kasztany, robić korale z jarzębiny albo zanurzać buty w górach spadających liści. A propos gór, wyjazd w góry we wrześniu to najlepszy pomysł!

3. Kocyk i herbatka/kawa/gorąca czekolada

To, co w tym lubię, to ponownie jest ten "cozy" klimat, czyli przytulność koca, ciepło rozchodzące się po ciele dzięki gorącemu napojowi, ogrzanie stóp w kąpieli, zapachy świeczek - coś pięknego! 

4. Oglądanie seriali/czytanie pod kołdrą

Pod kołdrą w ogóle można jesienią spędzać mnóstwo czasu. Jest coś bardzo relaksującego we włączeniu po pracy ulubionego serialu, przebraniu się w piżamę szybciej niż zwykle i nic-nie-robieniu. Raz na jakiś czas.

5. Długie wieczory z bliskimi

Znowu wraca pora na grzaniec! Spotkania ze znajomymi zamieniają się w domowe posiadówki (co osobiście bardzo lubię), a że jesień sprzyja rozmyślaniom, to często towarzyszą temu może trochę głębsze niż zazwyczaj rozmowy. 

6. Morze poza sezonem

Jako mieszkanka Trójmiasta nie mogę nie wspomnieć o tym, jak wyjątkowe robi się morze, gdy kończy się sezon. Na plaży jest coraz mniej ludzi, a woda przybiera niepokojące odcienie szarości i nabiera głębi. Często wtedy zastanawiam się, co robią w danej chwili ludzie przebywający na statkach, które widzę na horyzoncie.

7. Ubrania dopasowane do mojej jesiennej urody

Bordo, butelkowa zieleń, odcienie brązu, beże, ciepłe fiolety - to są zdecydowanie moje kolory. Urodą jestem typem jesieni i może to brzmi zabawnie, ale często gdy wyciągam jesienne swetry, długie spodnie i bluzki, chusty i kurtki, jakoś tak bardziej się sobie podobam.

8. Więcej spanka

To, że coraz szybciej robi się ciemno, jest dla mnie minusem, z którym najciężej mi sobie poradzić. Dlatego, żeby choć trochę przekuć wadę w zaletę zauważam, że szybsza ciemność = szybsze pójście spać, czyli więcej odpoczynku. A że jestem fanką snu, to dla mnie super.

9. Nowe pasje 

Mam wrażenie, że jesienią odkrywam w sobie nowe pokłady kreatywności. Może to reakcja obronna mojego mózgu na zbliżającą się chandrę. Tak czy inaczej, cieszę się na każdy mój nowy pomysł. Wystarczy zauważyć, że pierwsze wpisy na tym blogu powstają właśnie tuż przez jesienią. Zaczynam też przygodę z akwarelą i coraz chętniej szukam domowych zamienników aktywności fizycznej, którą latem praktykowałam na dworze.

10. Melancholia

Kto też jest typem melancholika, ten wie, że jesienna aura koresponduje z nastrojem, którego często doświadczamy. Sprzyja wyciszeniu, refleksji i takim aktywnościom jak pisanie, czytanie, spokojny spacer... I chociaż wyraz "melancholik" to nie jedyne, co mnie definiuje, a na co dzień lubię też szukać w sobie energii i skupienia na tym, co teraz, to bywa, że znajduję odprężenie w oddaniu się temu specyficznemu stanowi. 

ozdobna linia z motywem kwiatowym, separacyjna

Na koniec mała dygresja. Największym problemem w moim pisaniu (swoją drogą, problemy z pisaniem to ciekawy pomysł na osobny post) jest wiecznie towarzyszący mi w głowie głos, pytający mnie "po co o tym piszesz?". Staram się z nim walczyć, bo czy wszystko musi być po coś? Tym razem jednak kusi mnie, żeby odpowiedzieć. A piszę o zaletach jesieni, o mojej relacji z nią, z dwóch powodów: po pierwsze, bo działa to na mnie terapeutycznie, a po drugie, żeby może ktoś, kto to przeczyta, a też nie należy do fanów jesieni, do swojej listy pozytywów dodał i te moje, no i zapamiętał ważną dla mnie myśl, że każdy stan, w którym się znajdujemy, jest w pewien sposób ważny i warto choć spróbować go zaakceptować takim, jakim jest. Wydaje mi się, że wtedy jest trochę łatwiej.

W tym roku jesień może być jeszcze trudniejsza (podobnie zresztą jak w zeszłym), ze względu na epidemię, dlatego tym bardziej szukajmy plusów, szukajmy małych radości, dbajmy o zdrowie psychiczne, bądźmy dla siebie dobrzy!


Ściskam, jeszcze letnio,
Kasia L.

Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O MNIE


Kasia Lewandowska

Polonistka pracująca jako bibliotekarz
i redaktor, spełniająca się też w roli pisarki.
Szczęśliwa żona ucząca się kochać życie
i wypełniać sensem każdy dzień.

Więcej o mnie: Szerzej o mnie i blogu

A na co dzień udzielam się tu: instagram.com/wczesnymrankiem

Zapraszam!


(fot. Justyna Szyszka / bezflesza)

LUBIANE WPISY

  • Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet
  • Chciałabym być obojętna
  • 2024 -> 2025
  • Górskie przemyślenia o cofaniu się w życiu
  • Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupione na relacji

INSTAGRAM

instagram @wczesnymrankiem

ARCHIWUM

  • ►  2025 (1)
    • ►  marca (1)
  • ►  2023 (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2022 (34)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (3)
  • ▼  2021 (13)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ▼  września (3)
      • Książki z dzieciństwa
      • Kilka słów o miłości z okazji rocznicy
      • Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet
    • ►  sierpnia (2)

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Miło mi!
Dzięki, że jesteś i czytasz :)

Copyright © wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki. Designed & Developed by OddThemes