Lato to czas, w którym nabieramy większego luzu - nawet, jeżeli nie mamy już dwu/trzymiesięcznych wakacji, jak kiedyś. Mnie też ten luz przydarzył się tego lata. Nie mam ochoty na poważne wpisy i, szczerze mówiąc, w ogóle nie mam ochoty pisać w ramach, w których robię to w trakcie roku (tzn. jeden wpis tygodniowo, we wtorki). Nie zrozumcie mnie źle, kocham pisanie tu i kontakt z Wami, ale jakoś trudno mi, gdy za oknem taka pogoda, a w związku z tym planów dużo, usiąść przed komputerem i tworzyć. Pomysłów mam mnóstwo, ale ta rzemieślnicza praca przelewania planów na konkret przerasta mnie chwilowo, zwłaszcza teraz, gdy zaczęłam swój upragniony urlop!
Jednak pisać bardzo chcę, więc stwierdziłam, że skoro nie pociągają mnie na razie pomysły na wpisy refleksyjne, poradnikowe czy recenzenckie (to są treści, które w moim odczuciu potrzebują więcej skupienia, więcej pracy, bo często piszę je na podstawie np. książek czy obserwacji rzeczywistości), to... zacznę nową serię! Będzie w niej, mam nadzieję, dużo pisemnego luzu - być może Wy go nie zauważycie, bo pewnie mój styl pisania nie ulegnie zbyt dużej zmianie, ale w tej serii chodzić będzie raczej o to, żebym ja sama dała sobie luz i przyzwolenie na mniej "oszlifowane" wpisy, na przelewanie tutaj, na to pole edycji wpisu, myśli w sposób, powiedzmy, pamiętnikarski. Trochę tak, jakby mała Kasia pisała w swoim pamiętniku X lat temu :)
Przyznam, że tego mi na moim blogu brakowało. Gdy miałam 9 lat i pierwszy komputer, założyłam blog, na którym opisywałam niemal codziennie, co mi się przydarzyło. Wiecie, szkoła, podwórko, rodzina i przyjaciele. Co za piękny czas! Później, w starszych klasach, pojawiło się pewne zauroczenie pewnym chłopakiem, i blog stał się jednym z głównych powierników moich perypetii w tej dziedzinie. Dzięki temu hobby dawałam ujście moim emocjom, i było to dla mnie bezcenne. Teraz, czytając te wpisy (na szczęście udało mi się je zarchiwizować, bo to złoto!), widzę, jak się rozwijałam, jak dorastałam, i dumna jestem z tej małej - a potem już nastoletniej - Kasi, że to wszystko spisywała.
Dzisiaj opowiadam o mojej codzienności w nieco inny sposób - chociaż na moim profilu na Instagramie możecie często zobaczyć kadry z totalnie zwyczajnych dni i zajęć (takich, jakie opisywałam na pierwszych blogach), więc jeżeli lubicie tego typu treści, uzupełniające codzienność, jaką opisuję tutaj na blogu, to bardzo serdecznie zapraszam do śledzenia moich Instastories, które staram się dodawać regularnie, a które sprawiają mi mnóstwo frajdy (znajdziecie mnie tu: @wczesnymrankiem). Chciałabym jednak wrócić częściowo do tych moich korzeni blogowania i pisać raz na jakiś czas o tym, co mi się przydarza, jak do pamiętnika.
Tyle o tle powstania serii "Z pamiętnika". Będzie się pojawiała raz na jakiś czas, z potrzeby serca (tak jak właściwie wszystkie inne wpisy na moim blogu ;)). A że dziś mam taką potrzebę, to pozwólcie, że na koniec opowiem Wam parę słów o moim upragnionym urlopie.
Odkąd pracuję i nie mam paromiesięcznych wakacji, marzył mi się trzytygodniowy urlop. Pierwsza praca na umowie o pracę nie zapewnia takiej możliwości, bo urlop nalicza się z każdym miesiącem. Po ślubie mieliśmy z kolei z mężem ustaloną wycieczkę grupową (zresztą też wymarzoną, do Izraela - może kiedyś o niej tu napiszę) i wszystkie moje wolne dni chomikowałam na ten moment. W zeszłym roku w okresie wakacyjnym chorowałam. Ale w tym roku w końcu udało się spełnić marzenie o długim, luźnym urlopie! Wyszło to trochę przypadkiem, bo nie zgraliśmy się z mężem urlopowo w pracach, ale dzięki temu zyskałam dodatkowy tydzień tylko dla siebie, który właśnie trwa.
Jest już piątek, ja od poniedziałku jestem w domu. Głównie sprzątam, nadrabiam różne sprawy, na które nie było wcześniej czasu, i spotkania ze znajomymi, ale niesamowicie cieszę się tym, że mam taki swobodny czas na to. Bo przy okazji też dużo odpoczywam, spaceruję, jeżdżę na rowerze, oglądam głupoty i czytam po raz kolejny "Anię z Zielonego Wzgórza", a właściwie tym razem "Anne z Zielonych Szczytów" - nowe tłumaczenie. Dla mnie takie aktywności to kwintesencja resetu psychicznego.
Dziś do urlopowania dołącza mój mąż, co mnie ogromnie cieszy, bo uwielbiam być sama, ale razem jednak jest najfajniej. Dzisiejszy wieczór i jutrzejszy dzień spędzamy na spotkaniach i przygotowaniach do wyjazdu, a w niedzielę wyruszamy na tydzień w Tatry! Najlepsze jest to, że ten wyjazd będzie dopiero początkiem naszego wspólnego odpoczywania. W kolejnym tygodniu, po powrocie z gór, wybieramy się jeszcze na Mazury. Bierzemy tam swoje rowery i zamierzamy chłonąć naturę i spokój, który ona daje. Nie mogę się doczekać!
No, takie wakacje u mnie. Jestem podekscytowana i zadowolona z czasu, który udało mi się w tym roku uzyskać na odpoczynek. Potrzebuję tego już bardzo.
Jestem ciekawa, jak przyjmiecie tę nową serię, ale też tego, jak Wy spędzacie swoje urlopy/wakacje. Zachęcam do komentowania :)
6 comments
Pamiętnikowe wpisy są NAJLEPSZE. Teraz najbardziej będę czekać właśnie na nie! Jeszcze z takim cudownym stylem pisania to czyta się jak mleko i miód 🧡
OdpowiedzUsuńOjej, ale mi miło! 🥰🥰
UsuńTen wpis jest totalnie dreamy *. *
OdpowiedzUsuńDreamy jak wakacje 🥰🥰
UsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnych wpisów z cyklu "Z pamiętnika". :D Mam nadzieję, że będą się ukazywać jak najczęściej. :)
OdpowiedzUsuńPostaram się! Przyznaję, że bardzo dobrze mi się je pisze :) Dziękuję!
Usuń