wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki
  • STRONA GŁÓWNA
  • CODZIENNOŚĆ
    • Radości
    • Refleksje
    • Organizacja
    • Chwila dla siebie
    • Z pamiętnika
  • KREATYWNIE
    • Opowiadania
    • Dom
    • Sztuka
  • POLONISTYKA
    • Pisanie
    • Książki
    • Studia polonistyczne
      i edytorstwo
  • OKOŁOPSYCHOLOGICZNE
  • POLECAM
  • O MNIE I BLOGU / KONTAKT
nowy wpis w każdy wtorek o 19:00


 

szampan na tle fajerwerków, akwarela

Uwielbiam planować. Nawet jeżeli ma z tych planów nic nie wyjść, listy zadań, celów, pragnień mnie relaksują. Nowy rok wydaje mi się taką czystą kartą, na której mogę coś zapisać. Nie mam pojęcia, czy cały będzie mi dany, czy w ogóle nawet go rozpocznę - warto mieć tego spokojną świadomość - ale jeżeli będę miała to szczęście, chcę go dobrze wykorzystać. Bardzo lubię ten czas między świętami a Nowym Rokiem. Jest dla mnie ekscytujący, bo szukam nowego kalendarza, który będzie mi towarzyszył, jednocześnie w moich zeszytach spisuję myśli dotyczące mijającego roku. Nowe możliwości spotykają się z wykorzystanymi lub niewykorzystanymi szansami.

Gdy jednak planowanie i listy zadań odbijają się na mnie rykoszetem i zaczynają powodować natłok powinności w głowie oraz idące za tym poczucie przytłoczenia, staram się skupiać na jednym dniu na raz. Odsuwam wtedy myśli o dalekosiężnych dużych planach i zastanawiam się, co mogę zrobić DZIŚ. Jeżeli myśl o całych 24 godzinach dalej mnie przytłacza - ograniczam się nawet do jednej godziny. Szukam czasu, który nie budzi we mnie lęku, tylko wdzięczność i motywację. 

Jeszcze na studiach co roku robiłam sobie listę celów na nowy rok. To było super, nawet jeśli nie wszystko wychodziło. Gdy nadszedł rok 2019, który był dla mnie do tej pory najtrudniejszym (ale i najważniejszym, bo wzięłam ślub i stworzyłam z moim mężem własny dom) rokiem w życiu, zauważyłam, że plany same się podjęły. Miałam w tym czasie tyle życiowych zmian, będąc przy tym w kiepskiej kondycji, że cel nasunął się automatycznie: przetrwać i dotrwać do codzienności, normalności, rutyny. W 2020 roku też nie szukałam postanowień - jedyne, co chciałam, to odpocząć. Jak się już pewnie domyślacie, tak samo było i w tym roku. Tym razem był to rok zadbania o swoje zdrowie.

Jestem z siebie dumna, bo w 2021 roku podjęłam się trudnych dla mnie zadań związanych z moim zdrowiem. I chociaż dalej jestem w drodze, muszę powiedzieć, że jest dużo lepiej! Gdyby nie troska o moje zdrowie, nie powstałby choćby ten blog, bo wiele miesięcy towarzyszyło mi kompletne zmęczenie i brak motywacji. Ale to temat na inny post, może kiedyś. W każdym razie clue jest takie, że czasem trzeba wrócić do podstaw, żeby móc później pójść dalej. Pierwotnie miałam na 2021 rok inny plan, ale teraz wiem, że gdyby on wypalił, byłoby mi bardzo trudno. To, co przyniósł mi bieg wydarzeń, okazało się z kolei owocować. Takie prozaiczne rzeczy jak zrobienie wszystkich rutynowych badań (każdy wie, do jakich lekarzy co roku warto się zgłosić, ale każdy też wie, jak trudno się do tego zmotywować; ja miałam sporo zaległości w tym temacie - na szczęście nadrobiłam!), ale przede wszystkim rozpoczęcie (i zakończenie oraz podjęcie dalszych planów) psychoterapii były dla mnie w tym roku prawdziwym cudem, w który nie do końca wierzyłam, że będzie miał miejsce. Dzięki temu powrotowi do ostatniego miejsca, w którym jeszcze znałam drogę, teraz rozjaśnia mi się ona na przyszłość.

Lubię tę "starą siebie" z 2021 roku - by tak sparafrazować popularne hasło "nowy rok, nowa ja". Widzę w niej kobietę, która coraz bardziej doświadcza tego, jaka jest słaba. I jak wielkie ma szczęście. Widzę, jak się stara przyjmować to, co daje każdy dzień, z pokorą i wdzięcznością, chociaż nie zawsze jej to wychodzi. Widzę też, jak dba o rozwijanie swoich talentów. Jestem dumna z tego, jak bardzo stara się odpuszczać, czego dowodem jest choćby ten blog - powstały między innymi dzięki odpuszczeniu oczekiwań, bez sensu nakładanej na siebie presji, dzięki próbie szczerości i przyjęcia siebie taką, jaką się jest. Piękny był (jest) ten rok! A w kolejnym to wcale nie będę "nowa ja". Mam nadzieję, że to będę "ja" taka, jaką naprawdę zostałam stworzona. Że dalej będę dopuszczać do głosu moją wrażliwość, empatię, relacyjność, a z drugiej strony potrzebę życia wewnętrznego, bycia ze sobą - ale też, że te cechy będę w sobie pielęgnować do tego stopnia, w którym mnie i innym będą służyć, a nie przyćmiewać. Hmm, czy to brzmi enigmatycznie? Jakoś tak niełatwo się czasem wyrazić.

Jestem podekscytowana na myśl o tym, jaki życie nasunie mi plan na rok 2022. Chcę być otwarta na to, co ma się zdarzyć, ale jednocześnie znów odkrywam w sobie radość ze spisania małych planów-celów. Częścią z nich się z Wami podzielę. Uwielbiam czytać i słuchać o codzienności innych osób, dlatego też ja chcę się odwdzięczać odkrywaniem kawałka swojej. 

A zatem, w 2022 roku chciałabym:

  • codziennie spacerować na świeżym powietrzu - choćby 15 minut;
  • codziennie przeczytać choć stronę wartościowej książki;
  • codziennie znaleźć chwilę dla siebie na spokojny oddech, przeżycie emocji i wyciszenie bodźców;
  • zapisać w dzienniku choć jedno zdanie dziennie.

W każdym moim postanowieniu jest "codziennie". Właśnie dlatego, że chciałabym uczyć się skupiać na jednym dniu na raz. 

    "Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest twoje"

Znacie metodę mikronawyków? Jej założenie jest takie, żeby zamiast stawiać sobie za cel "będę robić 50 pompek dziennie", postawić sobie cel śmiesznie mały, który z łatwością można osiągnąć, np. "zrobię 1 pompkę dziennie". Najtrudniej zazwyczaj jest zacząć. Jeżeli masz przed sobą 50 pompek, prawdopodobnie od razu zwątpisz w powodzenie i nawet nie podejmiesz się tego zadania. Ale jedna pompka? Kto by nie chciał poświęcić 5 sekund, żeby móc odhaczyć kolejny sukces tego dnia? Mnie ta metoda pomaga w uczeniu się systematyczności, której zdecydowanie mi brak. Dom buduje się cegła po cegle - tak samo jest z dobrymi nawykami, celami, zadaniami, projektami. Nawet jeśli zrobisz jakiegoś dnia śmiesznie mało, to będziesz już o to śmiesznie mało bliżej. 

A jeżeli coś w tych noworocznych planach pójdzie nie tak? Jeżeli się nie uda? Albo życie podpowie inny plan? To też jest OK! W takim wypadku odsyłam do poprzedniego postu: Wyluzuj i odpuść. Nic nie musisz. 

Jeżeli zechcecie podzielić się swoimi planami lub ich brakiem na 2022 rok, to będzie mi ogromnie miło! Zachęcam do komentowania tutaj lub pisania wiadomości prywatnych na moim profilu na Instagramie: @wczesnymrankiem.

Ściskam jeszcze w starym roku na cały ten nowy
Kasia L.

stajenka betlejemska, Maryja, Jezus i Józef, gwiazda betlejemska, Boże Narodzenie, akwarela

Jak nie być zmęczonym przy stole wigilijnym i cieszyć się Bożym Narodzeniem


O odpuszczaniu wiele nauczyła mnie ostatnio pewna osoba, która ćwiczyła ze mną rezygnowanie z obowiązków i oczekiwań, które nadmiernie na siebie nakładam. Gdy opowiadałam jej, ile mam do zrobienia i na ile spotkań się umówiłam, patrzyła na mnie z troską i zachęcała do niebrania na siebie zbyt wiele na raz. Gratulowała, gdy odwołałam spotkanie, przyznając tym, z którymi się umówiłam, że nie mam teraz sił. Nieraz robiłam to z ogromnym trudem, bijąc się z myślami i wyrzutami sumienia. Zawsze przynosiło mi to jednak więcej przestrzeni i spokoju, poczucie zadbania o moje podstawowe potrzeby, zauważenia samej siebie. Pomagało (i pomaga) być dla innych na 100% wtedy, kiedy się z nimi spotykam lub z większą radością realizować moje plany czy obowiązki. Wyobrażam sobie moje wnętrze jako dzban, który - gdy wyczerpię wszystkie siły - jest po prostu pusty. Nie mam wtedy z czego nalać nikomu innemu. Ale jeżeli odpuszczę raz czy dwa (choć czasem trzeba i piętnaście, żeby poczuć się lepiej), dzban się napełnia, bo dbam o siebie, kocham siebie. Wtedy mam zasoby, żeby miłością obdarzać też innych.

Uczę się być wyrozumiałą dla siebie, patrzeć na siebie z troską i budować tę świadomość, że jestem wystarczająco dobra. Moje 100% możliwości to te, które mam dzisiaj, nie ma jakiejś odgórnej wartości. Dziś stoma procentami może być jedno spotkanie czy wykonanie jednego zadania, a jutro pięciu. Codziennie są inne siły, inna sytuacja.

Jak to się ma do nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia? Bardzo prosto. Wszyscy znamy tę przedświąteczną bieganinę, odhaczanie kolejnych rzeczy z listy zadań, całe dnie w kuchni czy przy mopie, załamanie w centrum handlowym i takie tam... Czasem po prostu warto odpuścić, wyluzować się, żeby do stołu nie zasiąść zupełnie wyczerpanym - bo w takim razie po co te przygotowania, skoro nie mam siły na to, do czego się przygotowywałam?

Myślę, że warto zadać sobie w tym czasie pytanie: co jest dla mnie w tych świętach najważniejsze? A potem skupić się na tym jednym, pilnować, żeby tam ulokować najwięcej uwagi i sił. Bo pamiętaj, że jeżeli ze swojego wewnętrznego dzbana porozlewasz po trochu po wszystkich szklankach i szklaneczkach, to nie zostanie już nic, żeby nalać tam, gdzie najbardziej chcesz. 

Dla mnie Święta Bożego Narodzenia to spotkanie po długim oczekiwaniu. To radość z bycia w relacji, radość z bycia ocalonym, ukochanym. Najważniejsze spotkanie: z Jezusem. Ogromnie ważny dla mojego serca też czas spędzony z rodziną. Do tego piękne światełka, śnieg, choinka, dobre jedzenie. Uwielbiam po prostu chłonąć ten klimat i chłonąć to, co jest dla mnie sednem. 

Oczywiście, nie rzucę mopa i nie zrezygnuję z pieczenia ciast. W końcu to oczekiwanie na narodziny, a jak każde takie oczekiwanie - oprócz ekscytacji i miłości przepełnione jest także wszelkiego rodzaju przygotowaniami, żeby jak najlepiej wejść w tę nową sytuację. Ale na pewno zastanowię się, z jakich spraw mogę zrezygnować, co da mi więcej przestrzeni na te ważniejsze. Niech będzie ich 5, 3, może chociaż jedna. To już będzie jakiś krok ku odpuszczeniu.

Wyluzuj i odpuść. Bardzo polecam!

A oprócz tego życzę Wam wszystkiego pięknego na te Święta. Żebyście mogli spędzić ten czas tak, jak naprawdę tego pragniecie. Dziękuję, że jesteś!

Ściskam
Kasia L.

akwarela ilustrująca wolność, ptaki na niebie, a na dole miasteczko


Był taki czas, w którym będąc studentką, w każde wakacje wyjeżdżałam na kolonie jako opiekun. Przebywanie 24 godziny na dobę z dziećmi nauczyło mnie wiele: że dzieci nie umyją się na samo polecenie, że prawdopodobnie nie zrobią nic z rzeczy, które uważam za naturalne, że pokochają mnie od pierwszego wejrzenia tylko dlatego, że jestem ICH opiekunką (co jest swoją drogą ogromnie urocze) oraz... że rozumienie bycia "dobrym wychowawcą" jako pobłażliwość, nieodmawianie i luźne podejście wcale nie sprawia, że dzieci będą czuły się świetnie, a o Tobie będą myśleć, że jesteś super. 

Kolonie, na które jeździłam jako opiekun, były prowadzone przez bardzo mądrego i doświadczonego kierownika, mającego raczej podejście "lepiej zacząć z większymi granicami i stopniowo je zmniejszać, jeżeli okażą się zbyt restrykcyjne, niż zacząć bez granic, a dopiero później je wprowadzać". 

Można by pomyśleć, że skoro coś nakazuję, to ograniczam wolność. To złudne przekonanie. Gdy stawiam granice innym, oni dalej mają wybór: mogą je zaakceptować, ale mogą też wybrać przekroczenie ich. Granice dają dzieciom punkt odniesienia, a to z kolei - poczucie bezpieczeństwa. Bez granic odczuwają niepokój, ponieważ nie wiedzą, czy droga, którą podążą, będzie im służyć, czy okaże się zła. Zakładam, że nikt z nas nie lubi znajdować się w ciemną noc pośrodku niczego i nie widzieć żadnej ścieżki. Tak zobrazowałabym wolność anarchiczną. No właśnie, wolność to nie anarchia, bezład, bezprawie, chaos. Wolność to w moim odczuciu przestrzeń, w której człowiek może w poczuciu bezpieczeństwa dokonywać wyborów i żyć w zgodzie ze sobą, nie krzywdząc przy tym innych. Nie jest to definicja ani trochę wyczerpująca, ale zawiera w sobie to, co dla mnie w wolności jest kluczowe: właśnie poczucie bezpieczeństwa, które dają m.in. jasno postawione granice.

Ustaliliśmy już, że granice są ważne zarówno dla osoby, która je stawia (pozwalają zadbać o swoje potrzeby, strzec własnej przestrzeni itp.), jak i dla tych, wobec których są one stawiane (stanowią punkt odniesienia, dając poczucie jasności sytuacji). Myślę sobie jednak, że gdybym czytała post jak ten, szukałabym w nim przede wszystkim informacji o tym, w jaki sposób stawiać granice. Dlatego przejdźmy do praktyki.

Jak stawiać granice?

Jako osoba, która przez całe dotychczasowe życie praktycznie nie potrafiła mówić o swoich potrzebach i stawiać jasnych granic, typowa ortodoksyjna altruistka, pragnąca nieba przychylić wszystkim, choćby kosztem siebie, mogę powiedzieć, że praktyka czyni mistrza. 

Niezależnie od wiary i wyznawanych wartości, znacie na pewno drugą część przykazania miłości Miłuj bliźniego jak siebie samego. Nie wiem, czy ktoś mi to powiedział, czy pewnego dnia samo to do mnie przyszło, ale odkryłam, że w tym zdaniu kryje się jeszcze większa głębia, niż myślałam. A konkretnie w wyrazie JAK. Jezus nie mówi: kochaj swojego bliźniego bardziej/mniej niż siebie samego. Mówi za to: kochaj go TAK SAMO jak siebie. Ja robiłam wszystko, żeby przedkładać innych ponad siebie, kochać ich  b a r d z i e j. Dopiero zrozumienie tego zdania uświadomiło mi, że powinnam traktować siebie na równi z innymi, to znaczy, że moje potrzeby są tak samo ważne jak te, które chciałabym zaspokoić u innych. Gdy to zrozumiałam, poczułam się właśnie WOLNA. Jednocześnie pięknym i bardzo praktycznym punktem orientacyjnym (a zatem powodem, skutkiem, celem) stawiania granic jest miłość - do siebie i innych.

Czyli w końcu jak stawiać granice? Odpowiedź mogłabym właściwie zawrzeć w kilku słowach, które w dodatku byłyby tytułem książki o asertywności, znalezionej przeze mnie jakiś czas temu w bibliotece - to znaczy "Łagodnie, stanowczo i bez lęku". Łagodnie, bo krzyk, płacz czy podnoszenie głosu nic nie dadzą, powodują jedynie, że wytwarza się atmosfera konfliktu i bardzo możliwe, że druga strona automatycznie przybierze postawę obronną, ponieważ poczuje się zaatakowana. Zresztą myślę, że dbaniem o swoje granice nie chcemy nikogo skrzywdzić. Stanowczo, ponieważ skuteczny komunikat to taki, który wybrzmi jasno. Będzie to z korzyścią dla wszystkich - jasny komunikat da poczucie bezpieczeństwa. Bez lęku, bo mamy prawo do dbania o siebie jako o najbliższą osobę, z którą spędzimy całe życie. Lęk ma to do siebie, że jest irracjonalny. Często godzi w naszą pewność i ocenę sytuacji, powodując zamęt. 

Do tych podstaw dodałabym jeszcze parę określeń:

  • klarownie - to znaczy w sposób możliwie prosty i krótki;
  • z wytłumaczeniem, ale bez tłumaczenia się - "nie bo nie" to mało sprawiedliwy argument; uważam, że z szacunku do innych warto wytłumaczyć, dlaczego stawia się granice akurat w tym miejscu. Dodatkowo, prośba, która zostanie zrozumiana, a nie tylko wzięta na wiarę, zawsze ma większą szansę zostać spełnioną. Jako ludzie dążymy raczej do racjonalizacji;
  • konsekwentnie - jeżeli np. mówimy "nie", a potem w popłochu to odwołujemy, to wprowadzamy w błąd i siebie, i innych; sprawiamy, że granice są niejasne, a współrozmówca może czuć się niepewnie, bo nie wie, co może robić, a czego nie powinien. Oczywiście nie chodzi o to, żeby nigdy nie zmieniać zdania! Ważne, żeby nie powodowała tego niepewność i lęk;
  • w zgodzie ze sobą, ale też z wolnością innych - piszę tu o tym, bo np. powiedzenie swojemu mężowi/rodzicom/współlokatorom, że od dzisiaj nie będziesz sprzątać, bo to przekracza Twoje granice, i że życzysz sobie, żeby to robiła ta druga osoba, nie będzie raczej najlepszym pomysłem.

Gdzie i po co stawiać granice?

Nieraz zastanawiałam się, czy dana sytuacja jest już momentem, w którym moje granice zostaną przekroczone. I z mojego doświadczenia wynika, że jeżeli się nad tym zastanawiam, to odpowiedź najprawdopodobniej brzmi TAK. 

W moim przypadku jedną z największych trudności jest stawianie granic w momencie, gdy z różnych powodów potrzebuję pobyć sama, ale ktoś prosi mnie o pomoc/rozmowę/chce spędzić ze mną czas. W imię poświęcenia (co do którego mam przekonanie, że samo w sobie jest dobre) notorycznie rezygnowałam z siebie. Gdyby wypisać listę moich priorytetów w relacjach, ja sama byłabym na końcu. Naprawdę, niemal codziennie miałam w głowie listę do "odhaczenia" - jeżeli zadbałam o wszystko, wtedy przychodził czas na mnie. Możecie sobie wyobrazić, jak rzadko to się zdarzało.

Jest taka historyjka (bo anegdotką tego nazwać nie można), która przydarzyła mi się dość dawno temu i dobitnie pokazała, że gdzieś jest problem. Byliśmy na spacerze z naszymi przyjaciółmi i ich znajomymi, spędzaliśmy dobrze czas. Było nam razem na tyle miło, że przyjaciele zaproponowali (mimo późnej jak dla mnie godziny), żebyśmy pojechali jeszcze do nich na planszówki. Odmówiłam, ale niepewnie, bo nie byłam w ogóle asertywna, a już na pewno nie wobec bliskich mi osób, z którymi uwielbiam spędzać czas. Jestem osobą bardzo relacyjną, rodzinną i trudno mi czasem przekonać samą siebie, że to, że w danej chwili odmawiam, nie oznacza, że kogoś nie lubię, tylko że  t e r a z  potrzebuję czegoś innego. Wracając do tematu, moi znajomi, słysząc niezbyt pewną odmowę, stwierdzili w dobrej wierze, że warto mnie namawiać, bo wyglądam raczej na nieprzekonaną niż na "nie przekraczaj moich granic". Ostatecznie zgodziłam się pojechać, chcąc poświęcić się relacji. Skończyło się wręcz dramatycznie. Grałam w planszówki ze łzami w oczach i głębokim poczuciem, że nie szanuję siebie. Przyjaciele oczywiście od razu to wychwycili i ich wieczór również był przez to smutny, bo czuli, że przekroczyli moje granice (choć nie mogli o tym wiedzieć wcześniej, bo nie dałam jasnego sygnału). Od tej pory wiem, że jeśli nie zadbam o swoje potrzeby, to  choćbym nie wiadomo jak się poświęcała, będzie to bez większego sensu i raczej bez dobrego owocu.

To zabrzmi jak banał, ale stawiaj granice tam, gdzie czujesz. Po to, żeby zadbać o wolność swoją i innych. Żeby nie wyczerpywać całych pokładów energii, którą masz w sobie, na raz. Po to, żeby być też z samym sobą. Z troski o innych - żeby to, co robisz, wynikało z tego, że decydujesz się na to bez przymusu. Dzięki temu i Ty, i Twoje otoczenie będzie działać w wolności. Z przejrzystymi wyborami, potrzebami i granicami.

A jeśli dalej nie potrafię? Czyli jak praktykować stawianie granic i mówienie o swoich potrzebach

Nie jestem ekspertem. Nie jestem nawet jeszcze dobra w stawianiu granic i mówieniu o swoich potrzebach. I właśnie dlatego ta tematyka jest mi taka bliska i chcę podzielić się tym, co mnie pomaga.

Przede wszystkim pomaga mi wyrozumiałość dla samej siebie - nie wszystko uda się od razu i nie każdą moją granicę będę w stanie obronić. Czasem dopiero, gdy stanie się tak, że zostaną przekroczone, dociera do mnie, w którym miejscu tak naprawdę są. I to jest OK. Po drugie, metoda małych kroczków. Mogę próbować powoli, najpierw w błahych sprawach wyrażać swoje potrzeby. Nie muszę od razu ustawiać całego swojego życia, ba, wydaje mi się to nawet niewskazane. Mogę się też mylić. Całe życie uczymy się siebie, całe życie też się zmieniamy!

U mnie to jest tak, że przy podejmowaniu decyzji zazwyczaj skłaniam się ku którejś z opcji, mam coś na kształt intuicji, w którą stronę chcę podążyć. Dlatego tak ważna wydaje mi się umiejętność zatrzymania się i zapytania samego siebie z jednej strony, czego chcę, a z drugiej - jak to się ma do moich wartości, mojej aktualnej sytuacji czy ważnych dla mnie osób. Spędzanie czasu z samym sobą, dostrzeżenie swoich emocji, sygnałów z ciała, myśli, pomaga pozostawać w kontakcie ze sobą. A to sprzyja umiejętnemu stawianiu granic i dbaniu o swoją wolność.

Można też wtajemniczyć bliską osobę w to, że w danej kwestii mam problem ze stawianiem granic. Taka osoba, gdy zauważy coś niepokojącego, powie o tym i pokaże, że to jedna z "tych" sytuacji. Mam takie osoby w swoim najbliższym gronie i są moją wielką pomocą! Gdy widzą, że biję się z myślami lub mam wyrzuty sumienia, mówią mi: "Hej, przecież wiesz, że masz z tym problem i że potrzebujesz tego i tego". Zawsze kończy się na "No wieeem, masz rację...". Nie chodzi o to, żeby zwalać odpowiedzialność za siebie na innych, ale żeby w tym trudnym okresie uczenia się mieć wsparcie i "przypominajkę". Każdy na to zasługuje.

Na koniec małe porównanie. Państwo, strzegąc wolności, strzeże swoich - nota bene - granic. To między innymi one sprawiają, że zachowuje autonomię, odrębność i ma własną przestrzeń, w obrębie której może rozwijać się i decydować. To daje poczucie wolności. Jednocześnie granice państw są pewną umową, układem, którego potrzebujemy. Bez nich na świecie panowałby nieład, ludzie nieustannie wchodziliby w swoje kompetencje, nie byłoby punktu odniesienia, w obrębie którego można by budować choćby tożsamość narodową. I niewątpliwie konsekwencji byłoby wiele więcej, niż byłam w stanie wymienić.

Granice wyznaczają wolność, wolność wyznacza granice. Mam wrażenie, że te dwie kwestie mocno się przenikają. Spróbuj postawić granice tam, gdzie wcześniej nie potrafiłaś/łeś ich postawić, oczywiście z miłością i poszanowaniem dla innych. Poczujesz wolność. A przynajmniej takie jest moje doświadczenie.

Życzę owocnej troski o swoje potrzeby i kochania siebie tak samo jak każdego człowieka!

Ściskam
Kasia L.



Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O MNIE


Kasia Lewandowska

Polonistka pracująca jako bibliotekarz
i redaktor, spełniająca się też w roli pisarki.
Szczęśliwa żona ucząca się kochać życie
i wypełniać sensem każdy dzień.

Więcej o mnie: Szerzej o mnie i blogu

A na co dzień udzielam się tu: instagram.com/wczesnymrankiem

Zapraszam!


(fot. Justyna Szyszka / bezflesza)

LUBIANE WPISY

  • Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet
  • Chciałabym być obojętna
  • 2024 -> 2025
  • Górskie przemyślenia o cofaniu się w życiu
  • Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupione na relacji

INSTAGRAM

instagram @wczesnymrankiem

ARCHIWUM

  • ►  2025 (1)
    • ►  marca (1)
  • ►  2023 (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2022 (34)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (3)
  • ▼  2021 (13)
    • ▼  grudnia (3)
      • Stary rok, stara ja - nowy rok, nowa ja
      • Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupion...
      • Wolność a stawianie granic
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (2)

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Miło mi!
Dzięki, że jesteś i czytasz :)

Copyright © wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki. Designed & Developed by OddThemes