Pewnego sierpniowego dnia, gdy pogoda na urlopie nie dopisywała, ale mimo to postanowiliśmy wdrożyć w życie tzw. radykalną akceptację i się nie poddawać, zwiedzać jak gdyby nigdy nic, szliśmy z mężem kolejnym już szlakiem, nie wiedząc za bardzo, jak wydostać się z celu naszej podróży i dostać szczęśliwie do domu. Wtedy, w całym tym zmęczeniu i rodzącej się niepewności, przyszła mi do głowy refleksja, która była dla mnie na tamten moment ważna. Usiadłam na pniu obalonego drzewa i szybko spisałam myśli w telefonie. Dziś z chęcią przeklejam tutaj tę notatkę.
Często zachęca się do tego, żeby zrobić krok w nieznane, zaryzykować i wybrać ścieżkę, co do której nie wiemy do końca, dokąd prowadzi. A ja idąc po górach, próbując wracać szlakiem innym niż ten, którym przyszliśmy; gdy nieoczekiwanie dopada mnie lęk, a moje ciało mówi "nie idź tam", myślę sobie, że czasem warto nadłożyć drogi, cofnąć się i jeszcze raz przejść dobrze znaną ścieżką. Żeby trafić do domu.
Czasem warto jeszcze raz przejść całą drogę, którą dobrze się zna. Przeanalizować swoją przeszłość, przeżyć na nowo stare schematy, zastanowić się, dlaczego każdy krok był taki, a nie inny. Co za nimi stało. Na co nie byłam uważna i co przez to przeoczyłam. Ja na przykład nie słyszałam długo mojego wołania do samej siebie o pomoc, o uwagę, o zrozumienie i wsparcie. Przechodziłam obojętnie obok emocji, a nawet próbowałam je odsunąć z pola widzenia. I wiele, wiele innych. Teraz wracam tą drogą, staram się przejść ją jeszcze raz i wszystkie te miejsca zauważyć, przytulić. Po to, żeby gdy będę je spotykać na nowych, nieznanych szlakach, wiedzieć, żeby ich nie omijać, ale przystanąć i uważnie się przyjrzeć. Bo to wskazówki, które jak okruszki chleba w bajce wskazują drogę do domu, do siebie. Mogę rozrzucić je i dać pozjadać ptakom, a mogę o każdy jeden zadbać i dojść tam, gdzie czuję się bezpiecznie.
Czasem warto będąc w nowym miejscu, cofnąć się i wybrać szlak, którym się już szło.
Krótka, ale esencjonalna myśl na dziś i na później. Dla mnie i dla Was.
Ściskam
Kasia L.
8 comments
Przepiękna historia i tak doskonale połączyła się z założoną metaforą ❤️ Masz rację Kasiu, czasem warto wybrać bezpieczniejszą drogę i podczas tej podróży, przyglądać się sobie 🥰 Czasem powrót do punktu wyjścia wcale nie oznacza regres, tylko nowy początek. Piękna myśl, dziękuję za nią! 🌿
OdpowiedzUsuńPrzytulam! :))
Usuń<3 piękna myśl
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :*
UsuńWyobraziłem sobie taką analogię szczęścia do pasma górskiego. Mam wrażenie, że od kilkunastu lat słyszy się o tym, że jeden szczyt jest wspaniały, a prowadzi do niego osławiony przez zwiedzających szlak ciężkiej pracy i ciągłego przekraczania własnej strefy komfortu. Jednak po co wspinać się ciągle tą samą drogą, jeśli idąc inną drogą znajdziemy równie piękne i wymagające zupełnie innych zdolności szlaki, prowadzące na inne szczyty tego pasma?
OdpowiedzUsuńOdpuścić, zatroszczyć się o siebie też trzeba umieć. Spojrzeć na rzeczywistość z takim realizmem i akceptacją, jak Ty na końcu przemyśleń. Niezależnie od tego, czy zdobywamy fizycznie kolejne góry, czy nabywając praktyki w mentalnym i duchowym treningu - idąc ramię w ramię z Tobą wiem, że zdobywam kolejne szczyty pasma górskiego, które nazywam swoim Szczęściem.
A.
Trafna analogia z pasmem górskim, bardzo mi się podoba!
UsuńNajważniejsze, że idziemy razem <3
Bardzo nie lubię się cofać - w ogóle i w sumie chyba w myśl zasady Heraklita "panta rhei"czyli "wszystko płynie" i nic dwa razy się nie zdarza... Nie wiem, czemu, ale jak myślę o cofaniu się to od razu wydaje mi się, że będę musiała drugi raz pokonać tę samą drogę (nie inną, tylko tę samą, co uważam za stratę czasu, bo życie jest za krótkie na liczne powtórki).
OdpowiedzUsuńZresztą samo sformułowanie "cofać się" według mnie ma bardzo negatywne konotacje. W związku z tym w sytuacjach, które opisujesz, wolę mówić o zrobieniu kroku w tył. Cofanie się jednoznacznie kojarzy mi się z zacofaniem, a krok w tył, to cały czas krok - zmienia się tylko kierunek. I tak, takie kroki w tył często warto zrobić a nawet trzeba, żeby zmienić kierunek, spojrzeć na coś z nieco innej perspektywy i móc się dalej rozwijać. :)
Poza tym mam wrażenie, że nasze życie co i rusz zatacza koło i pewne sytuacje (emocje, przeżycia) do nas wracają, abyśmy kolejny raz mogli się z nimi zmierzyć i wyciągnąć z nich lekcję, którą na dany moment mamy do przerobienia. I to jest dobre... :)
Zapewne nie byłabym sobą, gdybym jeszcze czegoś nie dodała. Bowiem opisana przez Ciebie historia kojarzy mi się z jeszcze innym stwierdzeniem, znalezionym kilka lat temu na gazetce ściennej w pewnej poczekalni. Niestety nie pamiętam jego autora, ale ta myśl jest dla mnie bardzo cenna i nadal staram się nią kierować w życiu. Mianowicie, że "Każdy ma własny Everest do zdobycia". :)
Życzę wielu kolejnych wypraw w nieznane... :)
Ciekawe spostrzeżenie dotyczące wyrażeń "cofać się" i "krok w tył". Dzięki za nie, daje do myślenia! Zgadzam się, że "cofać się" ma pejoratywny wydźwięk, tu jednak użyłam go dlatego, że w będąc w górach musiałam zrobić niejeden krok w tył, ale rzeczywiście cofnąć się do samego początku trasy i przejść ją jeszcze raz.
UsuńBardzo trafne, że "każdy ma własny Everest do zdobycia"! Dziękuję za ten komentarz :)