Należę do tych osób, które bardzo lubią dzień swoich urodzin. Niektórzy pewnie powiedzieliby, że JESZCZE go lubię, bo jestem młoda i w ogóle. Mnie się wydaje, że zawsze ten dzień będzie dla mnie wyjątkowy, bo jest szczególną okazją do uzmysłowienia sobie, jak wiele pięknych lat do tej pory dane mi było przeżyć. Ile w tym czasie się wydarzyło! W dniu urodzin nie czuję się zalękniona, ale właśnie niesamowicie wdzięczna.
Fakt faktem, 27. urodziny były dla mnie psychicznie trochę inne niż wcześniejsze. Ta liczba zrobiła już na mnie pewne wrażenie. Nie wiem, dlaczego akurat TA liczba, ale muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy patrząc w lustro, widziałam dorosłą kobietę, a nie dziewczynkę, którą się zawsze czułam. Moja twarz była (jest) jakaś taka dojrzała. Moje życie takie dorosłe. Mąż, dom, praca...
Gdy ludzie w dniu urodzin pytają mnie, jak się mam, pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałabym być w tym wieku. Dzięki Bogu za to! Dostałam tak wiele! Staram się wykorzystywać to najlepiej, jak potrafię - tę normalność, codzienność, którą mam. Zdrowie, talenty, otoczenie bliskich, pasje, ale też różne moje niedociągnięcia. Chciałabym zawsze, myśląc o swoim życiu, umieć przede wszystkim dziękować.
Liczę na jeszcze wiele wspaniałych lat :) A tymczasem opowiem Wam, jak spędziłam ten urodzinowy czas. Bo jest to warte opowiedzenia! Mój kochany mąż przygotował mi 2 tygodnie świętowania. I nie, nie chodzi o nieustanną imprezę - chodzi o małe rzeczy, które mają znaczenie.
Tydzień przed urodzinami wystrzelił petardę z confetti i złożył pierwsze życzenia, zapowiadając "okres urodzinowy". Potem każdego dnia rano witał mnie życzeniami, a po pracy dawał drobny upominek - balonik, czekoladę, chipsy, różności. W dniu urodzin, gdy mąż był w pracy, przyjaciele zrobili mi niespodziankę i przyszli na niezapowiedzianą kawkę. To było super, bo akurat siedziałam sama i nie miałam z kim dzielić radości mojego narodzenia ;) Po południu tenże sam niesamowity mąż wrócił do domu z wielkim zestawem sushi, choć nie przepadał (czas przeszły, bo ostatnio się do niego przekonał!) za tym jedzeniem, ale wie, jak ja je uwielbiam. Wieczór spędziliśmy spokojnie, w swoim towarzystwie, oglądając Netflixa i odpoczywając. Czyli tak, jak moja introwertyczna dusza lubi najbardziej.
Kolejnego dnia miałam okazję zrobić małą niespodziankę mojej najlepszej przyjaciółce, z którą mamy urodziny dzień po dniu! Wypiłyśmy razem kawę i poświętowałyśmy. Zaczął się też mój pourodzinowy tydzień - mąż dalej codziennie składał mi życzenia, przez co każdy dzień wydawał się wyjątkowy, a ja jeszcze bardziej mogłam docenić moje życie. Całość zakończyła impreza urodzinowo-parapetówkowa u przyjaciół, którzy przygotowali pyszne jedzenie i natrudzili się, by przyjąć nas jak najlepiej. To były zwykłe-niezwykłe wspaniałe urodziny!
Czemu to wszystko opisuję? Upamiętniając ten czas jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak wielu wspaniałych ludzi mam wokół siebie, którzy kochają mnie zupełnie bezinteresownie i dokładnie taką, jaką jestem. Bardzo chcę tę miłość jak najlepiej odwzajemniać, ale też nieść ją w świat, w moją codzienność zawodową i wszelką inną. Takim napełnionym "dzbanuszkiem miłości" żal się nie dzielić!
Dlatego dzisiaj, już ponad dwa tygodnie po moich urodzinach, zostawiam tutaj tę opowieść i dziękuję Bogu za moje 27-letnie do tej pory życie i za wszystkich, którzy czynią je takim pięknym.
Dziękuję, kochana Rodzinko, Przyjaciele, Znajomi, którzy to czytacie i wszyscy obserwujący te moje blogowe poczynania - za to, że jesteście!
Ściskam
Kasia L.
4 comments
Łezka x miliard!!!!! ������ Piękny tekst Sisi, taki przełomowy, zapisuję go na pamiątkę żeby wspomnieć za x lat ten piękny czas w innym pięknym czasie �� ��
OdpowiedzUsuńKochana Sisunia! :))))
Usuń❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń🧡🧡🧡😄
Usuń