wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki
  • STRONA GŁÓWNA
  • CODZIENNOŚĆ
    • Radości
    • Refleksje
    • Organizacja
    • Chwila dla siebie
    • Z pamiętnika
  • KREATYWNIE
    • Opowiadania
    • Dom
    • Sztuka
  • POLONISTYKA
    • Pisanie
    • Książki
    • Studia polonistyczne
      i edytorstwo
  • OKOŁOPSYCHOLOGICZNE
  • POLECAM
  • O MNIE I BLOGU / KONTAKT
nowy wpis w każdy wtorek o 19:00


 

abstrakcyjne morze o zachodzie słońca, akwarela

To nie będzie wpis teoretyczny. Myślę, że wiele z nas spotkało się już z tematem stresu i tego, jaki może on mieć wpływ na funkcjonowanie. Wiemy, że jest stres "dobry" (eustres), który motywuje do działania i stres "zły" (dystres), który jest często destrukcyjny, a przynajmniej negatywny dla naszego organizmu. Potraktuj ten wpis raczej jako case studies, opis przypadku, ściślej - mojego przypadku.

Rok 2019 zdecydowanie mogłabym określić dwoma słowami: przewlekły stres. Mijają już 3 lata, a ja nadal mierzę się z jego skutkami, dlatego uznałam za ważne opowiedzieć tutaj o tym.

Miejsce, w którym w tamtym czasie pracowałam, z różnych względów przysparzało mi stresu i nakładało na mnie dużą presję. Nie radziłam sobie z tym, ale była to pierwsza praca w zawodzie, prestiżowa i byłam z niej dumna. Łączyłam ją ze studiami, w czerwcu miałam oddać magisterkę, w lipcu się bronić i podpisać pierwszą w życiu umowę o pracę, a we wrześniu wziąć ślub, przeprowadzić z domu rodzinnego, dwa tygodnie później wyjechać na zaplanowaną wycieczkę do Izraela. Sporo wyzwań, jak na jeden rok, co? Powiedzcie to mnie z tamtego czasu, która zawsze uważała, że da radę.

To był piękny rok - najważniejszy w moim życiu. Od dziecka wiedziałam, że chcę być żoną, matką i wieść spokojne domowe życie w zwykłej codzienności, takiej z pracą, obowiązkami domowymi, rodziną i przyjaciółmi. Po latach mierzenia się z trudami edukacji i chwiejnością nastoletniego życia moje marzenie zaczęło się spełniać. Przygotowywałam się do małżeństwa z osobą, z którą wiedziałam (wiem!), że chcę tę rzeczywistość dzielić do końca życia.

To jednak nie zmienia faktu, że był to ciężki rok. Myślałam, że odpocznę, gdy tylko się obronię. Nie miałam na to jednak czasu - mogłam pozwolić sobie jedynie na krótki urlop, w trakcie którego intensywnie zwiedzałam. Ot, uroki początków pracy na etat. Oboje z mężem wracaliśmy późno, a po powrocie trzeba było jeszcze przecież zrobić obiad, posprzątać, umyć się i przygotować na kolejny dzień. Gdzie w tym wszystkim czas dla nas? Padaliśmy na twarze jak tylko udało nam się ogarnąć i nadchodził kolejny dzień.

Przeciążenie zaczęło dawać się we znaki. Od zaciśniętych całymi dniami ze stresu mięśni żuchwy i pleców bolała mnie głowa, kotłujące się myśli dawały poczucie fizycznego zmęczenia, którego nie dało się zlikwidować. Coraz częściej wracałam do domu i płakałam. Jednocześnie dalej "robiłam swoje".

Miałam gdzieś z tyłu głowy, że coś jest nie tak, że to wszystko nie powinno tak wyglądać, ale tak naprawdę stanowcze "nie" powiedziałam dopiero wtedy, gdy przyszedł pierwszy atak paniki. Lepiej późno niż wcale, mówią. Podjęłam pierwsze decyzje o udaniu się do specjalisty, który nauczyłby mnie redukować stres i odpoczywać, zostawiając perfekcjonizm daleko ze sobą. Wiedziałam też, że jeśli chcę, by coś się zmieniło, muszę wiele odpuścić oraz zmienić dotychczasowy styl życia. Chociaż wymagało to ode mnie wiele odwagi, zaczęłam szukać nowej pracy, w innym zawodzie - miejsca, które dałoby mi przestrzeń psychiczną, bo w tamtym czasie psychicznie się dusiłam.

Ponad dwa lata później jestem już w innym miejscu, dużo spokojniejsza, niemal całkowicie zdrowa, mająca czas dla siebie i najbliższych, chętnie realizująca swoje pasje (m.in. pisanie tego bloga!), spacerująca i bardziej radosna. O mojej teraźniejszości opowiadam tutaj regularnie, a jako że chciałabym, żeby ten post był nieco inny, uwrażliwiający już na pierwsze symptomy przewlekłego stresu czy przeciążenia, to przedstawię Wam jeszcze po krótce, jakie błędy popełniłam, będąc w kryzysie.

1. Ignorowałam objawy psychosomatyczne

Mogą one być różne: bóle mięśni, ucisk w klatce piersiowej, duszność, nudności, wymioty, bezsenność, nadmierna senność - można tak wymieniać w nieskończoność. One ZAWSZE coś mówią, sygnalizują. Organizm jest niesamowicie mądry i naprawdę szybko daje znać, że coś jest nie tak. Ale jest też niesamowicie wytrzymały, więc jeśli zignorujesz jego sygnały i będziesz dalej forsować - długo wytrzyma. Niestety (albo i na szczęście) nie bez konsekwencji.

2. Nie byłam asertywna, stanowcza

Pozwalałam sobie na tzw. kopanie leżącego. Nie stawiałam granic, nie próbowałam nawet - choćby miało to nie zadziałać. Sama sobie - tej części mnie, która tłumaczy wszystkich i wszystko - też nie powiedziałam nigdy: Kasiu, już wystarczy. Nie odcięłam tego, co wpływało na mnie destruktywnie. Płakałam po kątach, zamiast rozpłakać się konkretnym osobom w twarz czy w konkretnych sytuacjach, nie czekając do wieczora. To nic złego okazywać emocje. To nic złego, że czegoś nie chcę, że z czymś sobie nie radzę. Ponadto, gdy czuję się zagrożona, przeciążona - mam prawo i obowiązek zadbać o swoje bezpieczeństwo, w każdym sensie tego słowa. Gniew daje energię do działania, zmiany sytuacji niekomfortowej. Stłamszony zamieni się w poczucie przytłoczenia, przygnębienia.

3. Myślałam "jeszcze dam radę"

Zrobiłam z siebie samopoświęcającą się bohaterkę. W imię czego? Każdy lubi myśleć, że jest niezastąpiony, każdy lubi czuć się ważny, to jasne. Ale nie każdym kosztem warto o to zabiegać. Właściwie zadaję sobie pytanie, czy w ogóle należy o to zabiegać, czy nie uwłacza to godności człowieka, którą mamy niezależnie od tego, co sądzą czy jak postępują wobec nas inni. To jednak inny temat. Jakoś beze mnie tamta firma sobie radzi, a ja bez niej radzę sobie sto razy lepiej. W każdej chwili można powiedzieć STOP. Pewnie, jeszcze damy radę, ale pytanie brzmi: po co? Teraz razem z mężem coraz częściej pytamy siebie nie o to, czy damy radę, ale: Czy to mi służy? 

4. Zapomniałam o priorytetach

Każdy z nas ma w życiu wyznaczoną swoją listę priorytetów, hierarchię wartości. Ja o mojej zapomniałam. Przecież sfera zawodowa nigdy nie była dla mnie na pierwszym miejscu, a tymczasem przez ponad rok przedkładałam ją nad moje prawdziwe priorytety. Wydawało mi się, że nie ma powodu do zmian, że w każdej pracy jest ciężko, że każdy ma dużo na głowie. Jasne, że tak, ale to, że JA czuję się źle, to już wystarczający powód, żeby chociaż zastanowić się nad tym, co dla mnie ważne. Nie ma co porównywać się z innymi. Bałam się też o moje CV, że będzie ubogie w doświadczenia. Ogólnie kierował mną w dużej mierze lęk, z każdej strony.

5. Byłam wyrozumiała dla innych, ale nie dla siebie

Gdyby ktoś powiedział mi, że jest właśnie w trakcie planowania ślubu, pisania magisterki, planowania wyjazdu za granicę, do tego studiuje i pracuje, a niedługo się przeprowadza, od razu powiedziałabym: Matko, musi Ci być ciężko! Nie wzięłaś/wziąłeś za dużo na głowę? Jak mogę Ci pomóc? Jak się możesz domyślić, sobie tego nie powiedziałam. Uważałam, że muszę dalej, więcej, lepiej. Że to, co mam, to nie tak wiele. A w praktyce przeżywałam największą życiową zmianę. Brakowało mi w tym swojego towarzystwa. Brakowało przyzwolenia samej sobie na odpuszczenie i bycie dla siebie wyrozumiałą, kochającą - taką, jaką zawsze chciałam i chcę być dla innych.

ozdobna linia roślinna, akwarela

To tylko kilka błędów, które w tamtym czasie popełniłam. Nie winię się za nie, bo wiem, jak trudny to był dla mnie czas i że nie miałam po prostu zasobów psychicznych (czy zwyczajniej: siły) zrobić tego, co być może zrobiłabym dzisiaj. Zresztą decyzje podejmujemy na podstawie wiedzy i doświadczeń, które mamy w danym czasie. Wtedy miałam inne, dziś mam inne. Właściwie jestem wdzięczna za to doświadczenie przewlekłego stresu. Dzięki temu wiem, na co nigdy nie chcę sobie w pracy pozwalać, znam lepiej swoje granice. Lepiej rozporządzam czasem, zostawiam sobie znacznie więcej wolnego. I w końcu: rozumiem osoby, które przeżywają podobne trudności, potrafię empatycznie wysłuchać. No i mogę dzielić się tym doświadczeniem, choćby tutaj. 

Przewlekły (tzn. trwający długo, wpływający negatywnie) stres to poważna sprawa. To musi wybrzmieć. Jeżeli coś zapamiętasz z tego wpisu, to mam nadzieję, że właśnie to. Dlatego dodam jeszcze garść informacji, które być może pomogą Tobie lub komuś znajomemu w zdaniu sobie sprawy z powagi sytuacji i rozpoznaniu symptomów.

Jak rozpoznać przewlekły stres? Objawy:

  • zmęczenie mimo snu o odpowiedniej długości
  • zaburzenia snu (nadmierna senność lub trudności z zaśnięciem, częste przebudzanie się)
  • napięcie i drżenie mięśni
  • osłabienie, zmniejszenie odporności
  • ciągłe uczucie rozdrażnienia, napięcia wewnętrznego
  • spadek libido
  • bóle (zwykle brzucha, klatki piersiowej, głowy) 
  • problemy trawienne

Długotrwały stres może mieć poważne skutki zdrowotne, takie jak problemy z sercem, choroby skóry, bezsenność, depresja, zaburzenia lękowe, schorzenia układu trawiennego, nadwaga/niedowaga i inne.

Osoba, która przeżywa chroniczny stres, często nie jest w stanie dbać o dobre nawyki i zdrowy styl życia (a przynajmniej było tak w moim przypadku). Dlatego jeżeli czujesz, że stres zaczyna mieć na Ciebie negatywny wpływ, warto zawczasu wypracować dobrą rutynę, która wspomoże redukcję stresu. Należą do niej takie elementy jak:

  • aktywność fizyczna (lekarze zalecają przynajmniej 30 minut dziennie)
  • zdrowa dieta (wiadomo, możliwości czasowe i finansowe są różne; ważne, żeby chociaż włączyć do swojej diety potrzebne elementy, tzn. owoce i warzywa, ryby, orzechy itp.)
  • ograniczanie bodźców (np. na godzinę przed pójściem spać nieużywanie ekranów; w trakcie dnia robienie krótkich ćwiczenia uważności i relaksacji)
  • odpowiednie nawodnienie (ok. 2 litry wody dziennie)
  • dobry sen (w miarę możliwości)
  • wypoczynek (troska zarówno o ten pasywny, jak i aktywny wypoczynek, kontakt z ludźmi itp.)
  • hobby (najlepiej takie niezwiązane z pracą i codziennymi obowiązkami)

Są to oczywiście przykłady objawów, skutków i sposobów na redukcję stresu. Nie jestem lekarzem ani terapeutą, a wiedza, którą chcę przekazać, pochodzi przede wszystkim z moich osobistych doświadczeń. Każdy przeżywa stres inaczej, każdy ma inną sytuację życiową. Tak czy inaczej, warto być wrażliwym na pierwsze przesłanki negatywnego wpływu stresu na naszą codzienność.

ozdobna linia roślinna, akwarela

Jeżeli odczuwasz stres, który trwa już długo i obniża jakość Twojego życia, lepiej zacznij działać już teraz. Może będzie potrzebne odcięcie niektórych ludzi/spraw/obowiązków? Może rozmowa z kimś? Zmiana/korekta stylu życia? A może tylko (aż) danie sobie więcej czasu dla siebie?

Ściskam
Kasia L.

drzewo z pierwszymi pąkami, akwarela

Mimo porannego przymrozka słońce zaczyna ogrzewać Twoją spragnioną witaminy D twarz, a drobne, kruche kwiatki śmiało przebijają się przez zmarzniętą jeszcze glebę... Widzisz szron na suchej trawie, a słyszysz ćwierkające ptaszki. Zimno dalej jest zimne, ale nie wydaje się już takie mroźne. W powietrzu czuć coś innego niż dotychczas. Wyciągasz z szafy lżejszą kurtkę, nie mogąc doczekać się zrzucenia ciężkich zimowych warstw... Te przełomy, paradoksy, kontrasty i obietnice to znak, że idzie wiosna!

Wiem, wiem, w marcu jak w garncu, a kwiecień plecień, potem jeszcze majowi trzej ogrodnicy i zimna Zośka. Ale mamy prawo czuć już nadzieję odradzającego się życia! We mnie odradza się optymizm już od pierwszych cieplejszych promieni słonecznych. A co jest najlepsze w przedwiośniu? Że dzień wyraźnie się wydłuża! Czy Ty też tak nie lubisz ciągnących się w nieskończoność zimowych wieczorów, które zaczynają się o 15? Na mnie to działa iście przygnębiająco. Oczywiście, zima ma w sobie wiele piękna, bardzo ją lubię, ale wiosna... Wiosna jest czymś wyjątkowym, jakąś taką obietnicą.

Kiedyś wymyśliłam sobie, że ślub będę mieć w maju. Tak się nie stało (miałam go we wrześniu, równie pięknym miesiącu na przełomie pór roku), ale maj pozostaje jednym z moich najulubieńszych miesięcy. Wiosna mnie bardzo inspiruje: do czytania, do pisania, do malowania. Na pewno tutaj zobaczysz niejeden wiosenny obrazek, mam zamiar garściami czerpać z tych inspiracji i stworzyć mnóstwo klimatycznych, optymistycznych akwarel.

Czy ten wpis jest w ogóle o czymś konkretnym? Chyba nie... Ale rodząca się we mnie i w świecie wiosna dała mi impuls do podzielenia się tą radością. Myślę sobie, że czasem to wystarczy za temat. Że nie wszystko musi być wzniosłe i bardzo konkretne. W końcu ten blog jest głównie o prostych radościach codzienności. A wiosna jest niewątpliwie jedną z nich!

Jaką porę roku lubisz najbardziej?

Ściskam wiosennie
Kasia L.

serce, 5 języków miłości, akwarela

Dlaczego druga osoba mówi mi, że nie czuje się kochana, mimo że przecież okazuję jej miłość? Skąd tyle konfliktów w moim małżeństwie? Jak mogę lepiej wyrażać miłość? Czego ja sam(a) w relacji potrzebuję? Co dalej, gdy mija zakochanie? I w końcu: czy da się kochać kogoś, kogo się nienawidzi?

Ten wpis jest ważny. Teoria, którą zaraz spróbuję przedstawić, jest naprawdę pomocna w poznaniu siebie, a także okazywaniu miłości partnerowi/partnerce i innym bliskim osobom. Jej poznanie wiele mi rozjaśniło i nauczyło słuchać i widzieć lepiej potrzeby drugiego człowieka. 

Ja teorię 5 języków miłości gdzieś zasłyszałam, parę ładnych lat temu. Już wtedy ją doceniłam i wprowadziłam do swojego życia. Ostatnio zaś uzupełniłam ją o wiedzę źródłową - przeczytałam książkę "5 języków miłości" autora koncepcji, amerykańskiego psychoterapeuty Gary'ego Chapmana. W dalszej części postu postaram się przybliżyć założenia oraz sposoby realizacji, posługując się wspomnianą książką i moimi doświadczeniami. 

ozdobna linia roślinna, akwarela

Chapman, przez wiele lat praktykując pomoc parom w kryzysach, doszedł do wniosku, że problemy w związkach układają się w kilka logicznych zakresów - ściślej rzecz biorąc, w pięć. Na poziomie tych pięciu obszarów powstają nieporozumienia i napięcia między małżeństwami. Wprowadzając do terapii przyjęte przez siebie założenie, Chapman odkrył, że skutecznie pomaga wielu parom. W ten sposób powstała jego koncepcja pięciu języków miłości.

Zakłada ona, że każdy człowiek okazuje i przyjmuje miłość w jeden z pięciu sposobów, nazywany językiem ojczystym, oraz często posługuje się drugim dodatkowym językiem. Poczucie pustki w relacji, bycia niekochanym, zaniedbanym wynika z tego, że partner/partnerka nie mówią do Ciebie językiem, który jest Twoim ojczystym. Podobnie w drugą stronę: możesz okazywać miłość drugiej osobie na różne sposoby, ale jeżeli nie okazujesz jej w sposób, który jest dla tej osoby najbardziej naturalny - może nie odczuwać tego, co chcesz jej przekazać. Staje się to szczególnie problematyczne, gdy (zwykle po mniej więcej dwóch latach związku) wygasa zakochanie.

Chodzi więc o to, aby odkryć swoje języki miłości, nauczyć się mówić językami drugiej osoby (jeśli są różne od Twojego, co często się zdarza) i w ten sposób dbać o to, by jej zbiornik miłości był regularnie napełniany.  

Wierzę, że najbardziej podstawową potrzebą emocjonalną jest pragnienie bycia kochanym (...) Dzięki napełnionym zbiornikom na miłość [małżonkowie] mogą pracować nad swoimi konfliktami w sposób znacznie bardziej twórczy i znajdować skuteczne rozwiązania*.

Do rzeczy. Jakie są języki miłości?


1. Wyrażenia afirmatywne

Jednym ze sposobów emocjonalnego wyrażania miłości jest używanie budujących słów. Król Salomon, autor starożytnych biblijnych ksiąg dydaktycznych, napisał: "Życie i śmierć są w mocy języka". Wiele par nie jest świadomych niezwykłej mocy wzajemnej werbalnej afirmacji. Tymczasem Salomon zauważył również: "Smutek przygnębia serce człowieka, rozwesela je dobre słowo".

Są to wszelkiego rodzaju pochwały, komplementy - po prostu miłe słowa uznania skierowane do drugiej osoby. Ważne, żeby były szczere i konkretne. Jeżeli jest to język ojczysty Twojej partnerki/partnera, ćwicz posługiwanie się nim poprzez dostrzeganie małych i dużych pozytywów w codziennym życiu z nią/nim i mów o tym na bieżąco. 

Chapman spośród wyrażeń afirmatywnych wyróżnia: komplementy, słowa ośmielające, uprzejme słowa, słowa pełne pokory oraz pozostałe formy afirmacji. Jak widać możliwości jest wiele, a kluczem wydaje się szczerość i różnorodność.

Przykłady wyrażeń afirmatywnych:

  • Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś/aś.
  • Widzę, że to dla Ciebie trudne i doceniam, że mimo to robisz to.
  • Pięknie wyglądasz w tej sukience/koszuli, podkreśla Twoją karnację!
  • Potrafisz mnie rozbawić!
  • Czuję się przy Tobie bezpiecznie.
  • Bardzo ciekawie opowiadasz.

2. Dobry czas

Jako "dobry czas" rozumiem całkowite skupienie się na kimś. Nie mam na myśli siedzenia na kanapie i wspólnego oglądania telewizji. Gdy spędzasz czas w ten sposób, twoja uwaga skupiona jest na danym programie, nie zaś na współmałżonku. Chodzi mi o siedzenie obok siebie, przy wyłączonym telewizorze, patrzenie sobie w oczy i rozmawianie, całkowite skupienie się na sobie nawzajem. Warto też pójść na spacer tylko we dwoje albo wybrać się na kolację, patrzeć na siebie i rozmawiać.

Ten język miłości dotyczy czasu spędzanego wspólnie, ale nie przypadkowego, przy Netflixie scrollując media społecznościowe. Chodzi tu o wartościowy czas, w którym skupiasz się tylko na drugiej osobie. Osoby posługujące się tym językiem poczują się kochane właśnie przez to, że podarujesz im 100% uwagi z kawałka swojego dnia i angażujesz się w tym czasie tylko w relację z nimi. Mogą to być oczywiście rzeczy zarówno mniejsze, jak i większe - byle regularnie (co zresztą dotyczy wszystkich języków miłości).

Gdy siedzę z moją żoną i przez dwadzieścia minut skupiam się tylko na niej, a ona robi to samo dla mnie, oddajemy sobie po dwadzieścia minut życia. Ten czas już nigdy do nas nie wróci, każde z nas oddaje drugiemu swoje życie. To bardzo wyrazisty sposób komunikowania miłości.

Przykłady dobrego czasu:

  • wyłączenie telefonów i rozmowa w cztery oczy 
  • zapytanie "Jak minął Ci dzień?" czy "Jak się dziś masz?" i skupienie się tylko na osobie, ustosunkowanie się do odpowiedzi
  • zaproponowanie wspólnego wyjścia do kina, a potem podzielenie się wrażeniami przy herbacie
  • piknik w parku
  • poważne i mniej poważne rozmowy w łóżku przed snem
  • wspólny posiłek bez rozpraszaczy
  • wspólna aktywność fizyczna

3. Przyjmowanie podarunków

I nie chodzi tu wcale o naszyjniki z diamentami raz w miesiącu. Prezentem może dużo więcej niż myślisz, ogranicza Cię tylko wyobraźnia. Chodzi o to, żeby darując coś drugiej osobie, wyrazić tym samym miłość do niej - ona, jeżeli posługuje się tym językiem, odbierze każdą małą niespodziankę jako wyraz Twojej troski i tego, że o niej myślisz. 

Dar to coś, co możesz wziąć w ręce i powiedzieć: "On myślał o mnie" albo: "Pamiętała o mnie". Musisz rzeczywiście o kimś myśleć, żeby dać mu podarunek. Sam dar jest symbolem tego myślenia. Nie jest ważne to, czy kosztował dużo pieniędzy. Ważne jest to, że o nim pomyślałeś. I nie chodzi tu wyłącznie o myśl zamkniętą w umyśle, ale o myśl wyrażoną poprzez zabezpieczenie prezentu i przekazanie go jako wyrazu miłości.

Przykłady podarunków:

  • karteczka "Dobrego dnia!" dorzucona do pudełka z drugim śniadaniem do pracy
  • muszelka znaleziona podczas spaceru na plaży
  • ulubiona słodycz czy przekąska kupiona przy okazji zakupów, na które się wybrałeś/aś

  • wszelkiego rodzaju własnoręcznie wykonane prezenty: kartki okolicznościowe, album ze zdjęciami, płyta CD z Waszymi ulubionymi piosenkami, uszyta samodzielnie maskotka itd.

Jeżeli zaś chodzi o święta, urodziny, rocznice i inne okazje, myślę że dodatkowym atutem będzie sprawienie prezentu, o którym Twój partner/partnerka mówili kiedyś, że chcieliby dostać. Polecam spisywać sobie np. w telefonie pomysły, gdy akurat druga osoba wspomina, że coś by się jej przydało i przy okazji te pomysły realizować. Będzie to dodatkowo sygnał, że słuchasz osoby, na której Ci zależy.

4. Drobne przysługi

Michelle siedziała w salonie ze swoim laptopem. Słyszała dźwięki, które dochodziły z pomieszczenia gospodarczego, gdzie jej mąż Brad nadrabiał zaległości w praniu. Michelle uśmiechnęła się. Ostatnio Brad wysprzątał mieszkanie, ugotował kolację i zajmował się różnymi drobnymi sprawami, bo Michelle przygotowywała się do egzaminów końcowych na studiach. Michelle była z tego bardzo zadowolona. Czuła się... kochana!

Zbiornik miłości osoby, której językiem ojczystym są drobne przysługi, będzie się napełniał, gdy ta doświadczać będzie pomocy. Chodzi zarówno o codzienną pomoc przy obowiązkach domowych, jak i o inne wyrazy troski - pomoc w rozwiązaniu problemu, czasem wyręczenie w zrobieniu czegoś itp. Przez drobne przysługi można okazać wsparcie i partnerstwo w codziennym życiu.

Przykłady drobnych przysług:

  • naprawa kranu, z którą się zwlekało
  • odkurzenie mieszkania, mimo że nie lubi się tego robić
  • pomoc w niesieniu zakupów czy zrobieniu listy zakupów
  • zaproponowanie wyręczania w czymś, gdy druga osoba czuje się przeciążona
  • wyniesienie śmieci, gdy wiesz, jak bardzo druga osoba nie lubi tego robić
  • pomoc w nauce czy sprawach organizacyjnych
  • przyniesienie ciepłej herbaty przeziębionej partnerce/partnerowi

5. Dotyk 

Od dawna wiadomo, że dotyk jest jednym ze sposobów komunikowania miłości. Liczne badania dotyczące rozwoju dzieci doprowadziły do następujących ustaleń: dzieci, które się przytula i całuje, mają później zdrowsze życie emocjonalne niż dzieci, które przez długi czas są pozbawione kontaktu fizycznego (...) Dotyk jest też potężnym środkiem przekazywania miłości małżeńskiej. Trzymanie się za ręce, całowanie, przytulanie i akt płciowy to sposoby komunikowania miłości drugiej osobie. W przypadku niektórych osób dotyk to ojczysty język miłości - jeśli go brakuje, czują się niekochane. 

Dotyk może przybierać różne formy. W tym języku miłości chodzi po prostu o kontakt fizyczny. Jako osoba, której jest to język ojczysty mogę powiedzieć, że cieszą mnie słowa docenienia, dobry wspólnie spędzony czas czy drobne przysługi, ale szczególnie kochana czuję się właśnie wtedy, gdy ktoś mnie przytuli czy wyrazi swoją sympatię przez poklepanie po ramieniu lub zbicie piątki. Oto właśnie chodzi w wyrażaniu i odbieraniu miłości przez dotyk. 

Wszystko, co jest mną, zawiera się w moim ciele. Dotknąć mojego ciała oznacza dotknąć mnie. Odsunąć się od mojego ciała to zdystansować się ode mnie emocjonalnie.

Przykłady okazywania miłości przez dotyk:

  • buziak w policzek przy spotkaniu serdecznej przyjaciółki/energiczne podanie ręki kumplowi
  • objęcie ramionami partnera/partnerki po ciężkim dniu i wspólne leżenie bez słów
  • całus w usta przed wyjściem do pracy
  • wesołe szturchnięcie nogą pod stołem
  • poklepanie po ramieniu na pocieszenie czy wyraz aprobaty

ozdobna linia roślinna, akwarela

To, co dla mnie - oprócz samego wskazania i wyjaśnienia języków miłości - ważnego wypływa z książki Chapmana to, że MIŁOŚĆ TO WYBÓR. Zakochanie mija, fascynacja drugą osobą przeradza się w codzienność i prozę życia, która może być (i jest!) piękna, jeżeli podejmie się wysiłek i codziennie wybiera kochanie drugiej osoby. Chapman odpowiada w książce nawet na tak trudne pytanie jak to, czy da się kochać kogoś, kogo się nienawidzi.

Niech treść całego tego wpisu podsumuje sam autor "5 języków miłości":

Odkrywamy ojczysty język miłości naszego współmałżonka i postanawiamy się nim posługiwać, niezależnie od tego, czy przychodzi nam to łatwo (...) Robimy to dla jego lub jej dobra. Chcemy zaspokajać emocjonalne potrzeby współmałżonka i staramy się mówić jego językiem miłości. W ten sposób dbamy o napełnienie zbiornika na miłość i możemy liczyć na wzajemność oraz na to, że nasz współmałżonek przemówi naszym językiem. Gdy tak się stanie, odzyskujemy właściwe uczucia i nasz zbiornik na miłość też zaczyna się wypełniać. Miłość to kwestia wyboru i każde z nas może dokonać go już dziś.

ozdobna linia roślinna, akwarela

Na koniec jeszcze kilka miejsc, w których znajdziesz przydatne informacje dotyczące koncepcji:

  • książki:

G. Chapman, "Pięć języków miłości" - wersja podstawowa 

oraz wersje: dla singli, dla mężczyzn, "Pięć dziecięcych języków miłości", "365 dni z językami miłości"

  • filmy na YouTube:

Akrobatyka małżeńska [#20] Pięć języków miłości

RTCK Espresso [#2] 5 Języków Miłości (Gary Chapman)

  • testy:

wersja polska: https://mk-pl.github.io/5-jezykow-milosci/
wersja oryginalna (angielska): https://www.5lovelanguages.com/quizzes/love-language

ozdobna linia roślinna, akwarela

Mam nadzieję, że wpis Cię zaciekawił i że weźmiesz z niego coś dla siebie, a jeżeli koncepcja 5 języków miłości jest Ci już znana - może podzielisz się treścią z innymi.

Ściskam
Kasia L.

---
Wszystkie cytaty pochodzą z książki: G. Chapman, 5 języków miłości. Tajemnica miłości na całe życie, tłum. J. Czernik, Kraków 2018.

drzewko cytrusowe z owocami, akwarela

Krótka historia młodej polonistki z marzeniami

Kasia, lat mniej więcej 17-18, uczennica liceum w klasie o profilu humanistycznym, pewnego dnia zrozumiała, że uwielbia... poprawiać teksty. Prędko zaczęła się zastanawiać, jak powiązać z tym przyszłość. "Edytorstwo!" - wpadło jej do głowy po namyśle. Chwilę później już wstukiwała w Internet hasła w celu znalezienia takiego kierunku studiów w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Niestety miasto, w którym chciała studiować, nie miało go w swojej ofercie. Tym niemniej, wkrótce okazało się, że można iść na filologię polską i już na pierwszym roku wybrać edytorstwo jako specjalizację.

Gdy Kasia napisała maturę i przyszedł czas na aplikacje na uczelnie, bez wahania złożyła papiery na jeden tylko kierunek, w jedno tylko miejsce. Wiedziała, kim chce być i albo to, albo nic. Szczęśliwie, plan się powiódł i już w październiku mogła ruszyć na podbój szeroko rozumianego słowa. Mimo fascynacji kierunkiem i ogromnymi pokładami sił wkładanymi w codzienne studiowanie, życie miało wkrótce jej pokazać, że największe marzenie - praca redaktora w wydawnictwie na etacie - nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać. 

Po roku "pracy marzeń" przelała się czara goryczy i młoda, ambitna kobieta stojąca na progu rynku pracy postanowiła ponownie przemyśleć swoje priorytety. Jej organizm całym sobą dawał znać, że nie chce tak dłużej - buntował się w każdy możliwy sposób. Kasia za to zrozumiała, że nie jest w stanie poświęcić całego życia dla tej pracy. Bo w praktyce poświęcała je całe: wracała do domu późnym popołudniem, gotowała i jadła obiad, a potem przygotowywała się do kolejnego dnia i kładła spać, bo na więcej nie miała już sił, a wstać trzeba było wcześnie. Weekendy nie wystarczały na nadrobienie całej reszty, to znaczy hobby, spotkań, aktywności fizycznej, książek, seriali czy zwyczajnie snu. Nie pomagał też w tym wszystkim chroniczny stres.

Decyzja o zmianie zawodu przyszła niespodziewanie. Całość rozegrała się szybko: CV, rozmowa, parę dni na decyzję, a potem już tylko wypowiedzenie umowy i ostatni miesiąc w wydawnictwie. Nie było łatwo, bo nigdy nie jest łatwo wchodzić w nieznane. 

Zapytasz, drogi Czytelniku, czy było warto...

ozdobna linia roślinna, akwarela

Tak z grubsza wyglądałoby opowiadanie o początkach mojej "kariery" zawodowej, gdyby ktokolwiek zdecydował się o tym napisać. Dziś jestem - jak piszę w notce o sobie - szczęśliwą bibliotekarką i redaktorką, a hobbystycznie również pisarką, ale przede wszystkim nieprzemęczoną i niesfrustrowaną żoną, córką, siostrą, wnuczką, przyjaciółką, współpracownikiem itd. Każdy ma inne priorytety - dla mnie relacje były zawsze wyżej niż sukcesy zawodowe. Ale też okazuje się, że rezygnując z "pracy marzeń", wcale nie zrezygnowałam z rozwoju zawodowego. Przeciwnie, czuję, że jestem zawodowo coraz bliżej miejsca, w którym chcę być. Przestrzeń, którą sobie dałam razem z tym pozornym krokiem w tył i pogodzeniem się z zawiedzionym marzeniem dała mi nowe siły, motywację i świeższą głowę. Kto by pomyślał!

Teraz, gdy patrzę wstecz, widzę, jaki te wszystkie trudności miały ogromny sens. Wtedy, w samym środku tej sytuacji, nie było łatwo to dostrzec, trzeba było iść po omacku. Cóż, tak czasem jest, nie zawsze da się (i nie zawsze warto) mieć kontrolę. 

Gdybym dalej szła za marzeniem studentki, to poza znacznymi kosztami fizycznymi, mogłabym nie zrozumieć, czego chcę. Że potrzebuję zarówno bezpieczeństwa etatu, jak i wolności własnej działalności. Że dobrze odnajduję się w pracy z ludźmi, ale zależy mi też na pracy w domowym zaciszu. Że uwielbiam wracać po pracy do domu, ale też lubię z niego wychodzić, gdy za długo w nim przesiaduję. Że po prostu potrzebuję połączenia paru - na pozór sprzecznych - czynników. I za to ogromnie cenię edytorski fach, że daje mi możliwość szerokiej, nazwijmy to, łączliwości. 

Uwielbiam być otoczona słowem. Praca z książkami, tworzenie ze słów większych całości, troska o poprawność językową - to jest to, co robię zawodowo i hobbystycznie, a co daje mi dużą satysfakcję.

Każdy z nas coś takiego ma i jest bliżej lub dalej odkrycia tego. Ja sama też cały czas odkrywam. Dobrze mi tu, gdzie jestem, ale też staram się pozostawać otwarta na to, jak przyjdzie mi dalej wykorzystywać talenty.

To, co chciałabym, żeby w tym poście wybrzmiało, to właściwie myśl z jego tytułu. Oczywiście jest nieco wyjaskrawiona, ale mam przekonanie, że czasem, gdy nie powiedzie nam się coś, o czym myśleliśmy, że jest dla nas najlepszym możliwym wyborem, otwierają się drzwi, na które nigdy byśmy nie spojrzeli. A za nimi kryją się różne atrakcyjne możliwości.

Czego życzę sobie i Wam :)

Jaka jest Twoja droga? W jakim miejscu teraz jesteś, a gdzie chciał(abyś) być? Zapraszam do komentowania, niezmiennie będzie mi bardzo miło!

Ściskam
Kasia L.

pnącza żółto-pomarańczowych kwiatów, akwarela


Czyli co miłego mogę dziś zrobić dla siebie?


Ostatnimi czasy wpada mi do głowy całkiem sporo niekonwencjonalnych pomysłów na zadbanie o siebie. Nabieram przekonania, że liczą się drobnostki, liczy się codzienność. Stąd pomysł na opisanie pięciu niestandardowych pomysłów, którymi (mniejszym lub większym nakładem pieniężnym i czasowym) można samemu sobie okazać miłość, łagodność i troskę.

1. Masaż z Groupona

To najdroższa z propozycji, ale też najbardziej wyjątkowa. Zaoszczędzić pieniądze, zaplanować parę godzin tylko dla siebie, zarezerwować termin, pozwolić komuś pomóc Ci w zrelaksowaniu się - cała ta otoczka sprawia, że poczujesz, że robisz dla siebie coś wyjątkowego. 

Ostatnio z okazji 2. rocznicy ślubu zafundowaliśmy sobie z mężem taki właśnie prezent. To nie był tylko masaż - całość stała się dla nas swego rodzaju wydarzeniem, bo przy okazji zjedliśmy coś na mieście, wspólnie zaplanowaliśmy ten czas i na pewno będziemy go wspominać.

Polecam Groupon, bo można tam znaleźć pakiety w całkiem przystępnych cenach (na pewno korzystniejszych niż te kupowane bezpośrednio od hotelu/spa).

2. Poranny/wieczorny spacer i kawa z automatu

Na to wpadłam zupełnie spontanicznie. Od jakiegoś czasu staram się codziennie chodzić na spacery (o czym pisałam a propos noworocznych postanowień w tym poście: Stary rok, stara ja - nowy rok, nowa ja) i wyrabiać mniej więcej 8-10 tys. kroków dziennie. A że w weekendy nieco ciężej mi te kroki "nabić", to pewnej niedzieli rano postanowiłam wybrać się nad morze. 

Już samo to dało mi poczucie zadbania o siebie i zdrowej rutyny. A potem zobaczyłam automat do kawy. I zapragnęłam usiąść na plaży z gorącą kawą, obserwując innych spacerowiczów i spokojne tamtego dnia morze. Wróciłam naładowana i z myślą, że zrobiłam dla siebie coś miłego. Że zmotywowałam się do czegoś innego niż książka czy serial (choć i to oczywiście jest super). A to przecież taki drobiazg!

3. Dzień wolny bez powodu

To również jedna z moich "świeższych" praktyk. Kiedyś uważałam, że 20/26 dni urlopu to tak mało i oszczędzałam go, ile się da. Później i tak często nie udawało mi się go wybierać w większych partiach, bo to w wielu firmach bywa dość problematyczne - potrzebne jest dłuższe zastępstwo itp. Zresztą zawsze ciężko mi było walczyć o swoje potrzeby.

Teraz przyjęłam inny system, który sprawdza się świetnie. Wiadomo, nadal biorę dłuższe wolne na wakacje, ale oprócz tego pozwalam sobie na wybranie pojedynczych dni w zupełnie przypadkowych terminach. Nie wtedy, kiedy muszę coś załatwić i nie po to, żeby iść do lekarza, ale tak po prostu, żeby zostać w domu, odwiedzić kogoś, zrobić sobie dzień lenia czy też coś, na co nigdy nie mam czasu. Nazywam to prezentem "od siebie dla siebie".

Taki dzień jest wspaniałym oddechem w miesiącu czy paru miesiącach ciężkiej pracy. A jako że większość rodziny i znajomych w tym czasie pracuje, to pozwala mi złapać chwilę dla samej siebie. Polecam każdemu! W końcu po to jest urlop wypoczynkowy - żeby wypocząć. Zdaję sobie sprawę, że dotyczy to pracy etatowej, ale wydaje mi się, że w każdym położeniu da się wyrwać taki dzień "od siebie dla siebie".

4. Domowe SPA

Może to być kąpiel z pianą, peeling i maseczka na twarz, nowy manicure, nawilżenie stóp, olejowanie włosów, albo wszystko to na raz. Najlepiej, by było to coś, czego nie robisz na co dzień. A jak do tego dojdzie ulubiony napój, świeca zapachowa, przygaszone światła i miła muzyka lub fajny serial, to już w ogóle pełnia relaksu.

Ten pomysł jest o tyle praktyczny, że można go zrealizować: 1) w domu; 2) mając dowolną ilość czasu; 3) niskobudżetowo (można użyć nawet produktów, które mamy w kuchni). 

5. Randka ze sobą, czyli coś ciepłego i spisanie myśli

Dla mnie pomysł najtrudniejszy w realizacji, ale zawsze przynoszący dużo wytchnienia, wyluzowania napięcia i nagromadzonych emocji. Wymaga zaparzenia dobrej herbaty czy kawy, wzięcia kocyka i czegoś do pisania. A następnie zostania samemu ze sobą i swoimi myślami. Co przyniósł dzień? Czego się teraz boję? Co w tym momencie czuję? Co sprawia mi radość? Można zadać sobie naprawdę wiele pytań albo po prostu przelewać na papier bieżące myśli. 

Trudno mi zmotywować się do bycia ze sobą w ten sposób, bo często boję się skonfrontować z moimi obawami czy lękami. Ale też zwyczajnie nie chce mi się rozkminiać. A to czasem błąd. Gdy czuję, że zgromadziłam w sobie dużo trudnych emocji, to spisując, co czuję, dlaczego to czuję i czy mogę sobie na to pozwolić (staram się wykształcić w sobie zezwolenie na emocje), wiele z tych emocji ulatuje, uspokaja się, a ja sama mam się lepiej. I nie tłamszę w sobie niewygodnych rzeczy. 

To poświęcenie sobie prawdziwej uwagi, wysłuchanie siebie, jest dla mnie ważne. Zachęcam do spróbowania, może i Wam ta metoda przypadnie do gustu.

ozdobna linia roślinna, akwarela

A dlaczego selfcare "w duchu zdrowego rozsądku"? Bo bardzo lubię tematykę dbania o siebie, robienia dla siebie czegoś miłego, ale z drugiej strony mam wrażenie, że w social mediach selfcare jest swego rodzaju nurtem, który zmierza w kierunku "umiesz liczyć? Licz na siebie" i "twoje potrzeby są ważniejsze". Ja uczę się znajdować balans między dbaniem o siebie i dbaniem o drugiego człowieka. Dlatego nie chciałabym się w ten nurt wpisywać, bo zwyczajnie tak nie uważam (o czym zresztą pisałam już w kontekście wolności: Wolność a stawianie granic). 

W każdym razie do robienia czegoś miłego dla siebie zawsze będę zachęcać i sama praktykować :) Chcę być dla siebie wyrozumiała i dobra, zwyczajnie. Sposoby, które opisałam, mi w tym pomagają. Ale szukam też kolejnych!

Dlatego zachęcam do podzielenia się swoimi patentami na selfcare w komentarzu, z wielką chęcią wypróbuję.

Ściskam
Kasia L.

bochenek chleba na serwetkach, akwarela

Czy da się znaleźć małe cuda w codzienności, która bywa rutyną, aż nazbyt dobrze znajomą? Oczywiście, że tak! Zwłaszcza w czasach, w których z różnych społeczno-politycznych powodów codzienność wydaje nam się niesprawiedliwa, szara (a nawet czarna), szczególnie ważnym jest dla mnie dostrzeżenie tego, jak wiele mam. Każdy dzień jest darem, każdy posiłek - wyjątkową okazją. Dziś trochę o celebrowaniu zwyczajności.

Jest coś klimatycznego w pieczeniu chleba. Jak mawia mój tata, który pewnego dnia po prostu postanowił, że nauczy się robić chleb na zakwasie: ludziom wydaje się, że jest jakaś magiczna receptura, którą zna jedynie piekarz. A tymczasem wypiek chleba może być dla każdego!

Co prawda tajemnic zakwasu jeszcze nie opracowałam (to bardziej skomplikowana technologia), choć tacie i szwagrowi taki chleb wychodzi rewelacyjnie, ale śmiało mogę pochwalić się, że potrafię przygotować chleb, z którego powstaną pyszne kanapki do pracy, dodatek do zupy czy grzanki. I zajmuje to 5 minut! A to dzięki przepisowi, który poleciła mi koleżanka, za co jej serdecznie dziękuję. Ale o samym przepisie później.

Wypiek chleba kojarzy mi się miło z troską o ciepło domowe i podstawowe potrzeby rodziny. Przywodzi na myśl naturalność, prostotę, zdrowie... Gdybym miała opisać codzienność jednym słowem, być może byłoby nim właśnie słowo "chleb". Sprezentowanie komuś własnego chleba wydaje mi się wyrazem bliskości i chęci podzielenia się ciepłem domowym, zaproszenia do tej przestrzeni.

Pieczenie chleba ma też wymiar stricte praktyczny - przy dobrej organizacji zajmuje naprawdę niewiele czasu (najdłużej trwa czekanie, ale w tym czasie można przecież robić coś innego), a jest często tańsze, pewniejsze (wiemy, co dokładnie znajduje się w tym, co jemy na co dzień), zdrowsze (można użyć tylko pełnoziarnistych mąk, dodać przeróżnych ziaren itp.) i pomocne, gdy w sklepach zostały już tylko resztki lub piekarnie są zamknięte. 

Mam w sobie dużo z tradycjonalistki, dążącej do prostoty i budowania relacji wokół domu. Pragnienie powrotu do natury, do slow life'u... Pieczenie chleba jest dla mnie jednym z elementów, który wprowadza choć odrobinę tego do mojej codzienności. A gdy już będę miała wystarczająco przestrzeni w sobie, to uśmiechnę się do taty i szwagra, żeby przekazali mi umiejętność wyrobu chleba na zakwasie - to dopiero będzie radość codzienności pełnej spokoju. 

Cóż mogę dodać, zachęcam serdecznie do domowego wypieku chleba! Przepis, którym podzieliła się ze mną koleżanka, pochodzi z bloga Domowa Krawcowa i można znaleźć go tutaj: Przepis na chleb Domowej Krawcowej. Dodanie i połączenie wszystkich składników trwa u mnie ok. 5 minut, następnie należy przykryć chleb ściereczką i poczekać godzinę na wyrośnięcie, a na koniec piec przez 45 minut. I gotowe! Żal nie podzielić się tym patentem "perfekcyjnej pani/pana domu", stąd ten wpis :)

Jaki jest Twój sposób na kawałek natury w domu? 

Ściskam
Kasia L.






Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O MNIE


Kasia Lewandowska

Polonistka pracująca jako bibliotekarz
i redaktor, spełniająca się też w roli pisarki.
Szczęśliwa żona ucząca się kochać życie
i wypełniać sensem każdy dzień.

Więcej o mnie: Szerzej o mnie i blogu

A na co dzień udzielam się tu: instagram.com/wczesnymrankiem

Zapraszam!


(fot. Justyna Szyszka / bezflesza)

LUBIANE WPISY

  • Nadchodzi jesień i uczę się ją kochać - 10 zalet
  • Chciałabym być obojętna
  • 2024 -> 2025
  • Górskie przemyślenia o cofaniu się w życiu
  • Wyluzuj i odpuść. Święta Bożego Narodzenia skupione na relacji

INSTAGRAM

instagram @wczesnymrankiem

ARCHIWUM

  • ►  2025 (1)
    • ►  marca (1)
  • ►  2023 (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ▼  2022 (34)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ▼  marca (6)
      • Jak przewlekły stres wpływa na codzienność?
      • Wiosna, ach to ty!
      • 5 języków miłości - genialna teoria, którą musisz ...
      • Najlepsze, co może przytrafić się zawodowo to zawi...
      • Selfcare w duchu zdrowego rozsądku - 5 pomysłów
      • O domowym wypieku chleba. Radości codzienności
    • ►  lutego (3)
  • ►  2021 (13)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (2)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (2)

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Miło mi!
Dzięki, że jesteś i czytasz :)

Copyright © wczesnym rankiem - codzienność lifestyle książki. Designed & Developed by OddThemes