Tym wpisem chciałabym przekonać nieprzekonanych o tym, jak wiele zalet ma wcześniejsze wstawanie - choćby o pół godziny. Jak zapewne domyślacie się z nazwy bloga, uwielbiam poranki, jednak sama do tej pory nie potrafiłam zmotywować się do wstawania inaczej niż "na styk", żeby tylko szybko coś zjeść (śniadań nigdy nie pomijam, to mój ulubiony posiłek!), ogarnąć się i wybiec do pracy. Zwłaszcza, że pracę zaczynam i tak już dość wcześnie.
Było to jednak jedno z moich marzeń - mieć spokojny poranek, zanim zacznie się bieganina i obowiązki, móc w spokoju wypić kawę i nastroić się dobrze na dzień. Zrobić z rana coś, na co nigdy nie starcza sił i czasu popołudniu czy wieczorem. Podejmowałam wiele prób, z różnym skutkiem. Ostatecznie do pracy nad porankiem zmotywowała mnie książka "Fenomen poranka" Hala Elroda.
Hal to amerykański mówca motywacyjny. Zupełnie nie moje klimaty, nie przepadam za stylem pisania i mówienia trenerów osobistych. Elrod opracował jednak technikę, która mnie zaciekawiła, a którą nazwał Miracle Morning, co przetłumaczono właśnie na "fenomen poranka". Postanowiłam przeczytać jego książkę i sprawdzić, czy z tego pomysłu ugram coś dla siebie.
Tak jak przypuszczałam, książka napisana jest w iście "coachowym" stylu, co mnie niekoniecznie odpowiada, ale dla innych może być zaletą. Ponadto nie wszystkie praktyki tam opisane są w zgodzie ze mną. Nie podoba mi się przede wszystkim parcie autora na bycie we wszystkim "10 na 10" jako główny cel życiowy. Niemniej, "Fenomen poranka" rzeczywiście pomógł mi zmotywować się do wcześniejszego wstawania, a niektóre myśli i pomysły zawarte w książce spisałam i powoli wdrażam. Moim zdaniem mocną stroną tej pozycji jest jej część praktyczna.
Autor najpierw daje nam wskazówki, jak to zrobić, żeby w ogóle wstać wcześniej. Proponuje kilka prostych kroków, a pierwszym z nich jest dobre nastawienie się już wieczorem dnia poprzedniego. Jeżeli ostatnie nasze myśli przed snem to "zostało mi tylko X godzin snu, nie wyśpię się...", to prawdopodobnie naszą pierwszą myślą po obudzeniu będzie "o rany, znowu się nie wyspałam/em". Dlatego pogodne nastawienie przed snem pomaga obudzić się z równie pogodnym nastawieniem rano.
Kolejne kroki to automat, który należy zacząć wykonywać, zanim zaczniemy się zastanawiać, czy nie warto włączyć drzemki lub wrócić do łóżka, jeśli już wstaliśmy:
wstać od razu po wyłączeniu budzika (jeżeli wieczorem zasypialiśmy z myślą, że się wyśpimy i jesteśmy ciekawi, co przyniesie poranek, to prawdopodobnie nie budzimy się z myślą, że nie damy rady) ⇨ umyć twarz i zęby ⇨ zająć miejsce, które nie kojarzy się ze spaniem i wypić szklankę wody ⇨ przystąpić do praktyki
Praktyka Miracle Morning ma za zadanie stworzyć przestrzeń do wykonania rzeczy, których nie udawało nam się zrobić o innej porze dnia - pisania książki, prowadzenia dziennika, ćwiczenia, jedzenia wartościowego śniadania, uczenia się nowego języka, przeczytania w końcu książki, która leży na półce. To czas na samorozwój, którego brakuje w ciągu dnia wypełnionego innymi obowiązkami. Efektem wykonywania praktyki jest z kolei dobre nastawienie na cały dzień, to znaczy polepszenie nastroju, zwiększenie motywacji, skupienia i satysfakcja z tego, że już z samego rana udało się zrobić coś, co zazwyczaj się odkładało.
Elrod proponuje schemat S.A.V.E.R.S., którego każda litera odpowiada poszczególnym częściom porannego rytuału:
S (silence) - cisza
A (affirmations) - afirmacje
V (visualisation) - wizualizacja
E (exercise) - ćwiczenia
R (reading) - czytanie
S (scribing) - pisanie
Jestem w trakcie wypracowywania mojej porannej rutyny. Porady dotyczące wstawania bardzo mi pomogły i zdziwiłam się, że tak łatwo było mi zrezygnować z drzemek, które wcześniej notorycznie praktykowałam. Sam schemat proponowany przez Hala jednak dość mocno przekształciłam - tak, by odpowiadał moim oczekiwaniom.
Swój poranek rozpoczynam od modlitwy. Siadam w moim ulubionym fotelu, który mamy w salonie, ustawionym naprzeciwko okna balkonowego. Dzięki temu mogę patrzeć na świat, wykonując pierwsze kilka czynności. Biorę szklankę wody i czytam Pismo Święte - to jedna z rzeczy, na które obiecywałam sobie, że będę robić regularnie, ale wieczorem zawsze brakowało mi sił. Zaznaczam, czasem coś notuję. Po modlitwie przechodzę do treningu uważności. Staram się chociaż przez parę minut pooddychać świadomie i starać się być tu i teraz - ciągle się tego uczę, pomagają mi ćwiczenia prowadzone przez lektora, np. z aplikacji Mindy (polecałam Wam ją w poście: Przydatne apki na telefon). Czasem wypisuję sobie w notesie parę myśli czy afirmacji, ale nie zawsze - tę część traktuję raczej na luzie, idę za swoją potrzebą (i czasem, którym danego poranka dysponuję, bo raz zdarza mi się wstać pół godziny szybciej, a raz tylko 15 minut).
Potem staram się chwilkę porozciągać i zrobić trochę pajacyków, żeby jakkolwiek przyzwyczaić się do porannych ćwiczeń. Docelowo chciałabym tutaj znaleźć miejsce na kolejną rzecz, którą odkładałam - ćwiczenie kręgosłupa. Na razie jeszcze nie jestem w stanie wyrobić w sobie tego nawyku, ale powoli nad tym pracuję.
Ćwiczenia zajmują mi parę minut, a gdy już skończę, idę przygotować śniadanie. I to kolejna czynność, którą zaniedbywałam - śniadanie jadłam zawsze, bo nie wyobrażam sobie bez niego wyjść z domu, ale jego różnorodność, cóż, pozostawiała wiele do życzenia. Teraz coraz lepiej dbam o to, żeby to, co jem rano, było bardziej zróżnicowane i miało w sobie sporo białka. Dzięki temu dłużej jestem najedzona i ogólnie mam więcej energii. Aha, do tego oczywiście obowiązkowo kawka!
Do śniadania zazwyczaj czytam - tutaj znów łączę dwie praktyki, żeby zaoszczędzić czas. Zdarza mi się też robić inne rzeczy, np. przeglądać Internet czy szykować już rzeczy, w które się ubiorę albo przygotowywać w tzw. międzyczasie jedzenie do pracy. Dalsza część poranka przebiega już klasycznie: ogarniam się, przebieram, maluję, pakuję i wychodzę.
To wszystko brzmi, jakbym była mistrzem organizacji i trenerem osobistym w jednym, ale w rzeczywistości tego typu poranek jest naprawdę prosty i przede wszystkim - na czym mi zależało - przebiega w spokojnym, łagodnym tempie.
Nie wiem też, jak długo moje poranki będą wyglądać tak jak po przeczytaniu "Fenomenu poranka". Nie spinam się o to wewnętrznie. Tak długo, jak to mi służy, postaram się utrzymać taki rytm. Jeżeli sytuacja się zmieni, będę swoją rutynę dopasowywać na nowo. W każdym razie polecam uczynienie swojego wczesnego ranka pięknym!
Ściskam
Kasia L.